Ani razu nie pożałowała
swojej ostatecznej decyzji. Nie chciała się wtedy odwracać, ale...
Jednak to zrobiła. Zobaczyła jak stoi w tamtym miejscu z miną
zbitego psa, z nadzieją... Spojrzała niepewnie, jakby od tego
spojrzenia i decyzji miało zależeć wszystko - jej życie i
przyszłość. Powiedział, że ją kocha. Tonem, który zawsze
uważała za szczery u niego. Tak trudno było się jej przyznać
przed samą sobą, że też go kochała. Pomimo wszystkiego, nadal
coś do niego czuła. Teraz musiała zrobić krok w jedną stronę.
Do furtki - żeby wszystko przekreślić i do niego, by dać mu
szansę. Co zrobiła?
- Pieprzyć to wszystko -
jęknęła sama do siebie. - Zrozum Thiago, mam cię dość! -
ruszyła pewnym krokiem w jego stronę. - Mam się dosyć jak jeszcze
nikogo innego! - stanęła centralnie naprzeciw niego, patrząc mu w
oczy. - I nigdy nie chcę przestać mieć cię dosyć - szepnęła po
czym wspięła się na palcach i delikatnie musnęła jego wargi.
Mógł w tym momencie skakać do samego nieba, bo taki kretyn jak on,
jednak dostał szansę od niej. Delikatnie objął ją w pasie i
przyciągnął do siebie.
Teraz, opatuleni w ciepłe
kurtki, stali razem przy grobie jej matki. Od tamtych urodzin młodego
Valdesa minęło już pięć lat. On - dwudziestosześcioletni
piłkarz z jedną złotą piłką na koncie, dwoma złotymi butami i
dwiema statuetkami najlepszego zawodnika sezonu. Co prawda, nie
powtórzył w tak młodym wieku rekordu swojego ojca, ale i tak był
zadowolony ze swojego życia. Ona - dwudziestotrzyletnia dziewczyna,
która już zilustrowała kilka książek z opowiadaniami dla dzieci.
Robi po prostu to co lubi.
Stał za nią i obejmował w
pasie. Był grudzień. Dzień przed świętami Bożonarodzeniowymi,
ale wokół nie było ani garstki śniegu. Thiago delikatnie gładził
zaokrąglony brzuch swojej przyszłej żony poprzez jej kurtkę. Gdy
dowiedział się o ciąży Leo, był szczęśliwy, ale zaraz potem
zaczął rozmyślać nad tym czy aby będzie z niego dobry ojciec.
Leonor od razu ganiła go za to, powtarzając że będzie
najwspanialszym ojcem na świecie.
- Mamo, będziesz miała
wnuczkę - uśmiechnęła się lekko dziewczyna. - I będzie
najpiękniejszą dziewczynką na świecie.
- Po mamusi - dopowiedział
Thiago i ucałował ją w policzek. - Będzie małą córeczką
tatusia, moją małą culé.
- Masz szczęście, że ja
też kibicuję - zachichotała i spojrzała na zegarek na swojej
ręce. - Będziemy już uciekać, bo się spóźnimy - powiedziała,
patrząc na fotografię na tablicy. - Wesołych Świąt - uśmiechnęła
się jeszcze i złapała za dłoń narzeczonego. Razem skierowali się
do wyjścia, a tuż przy samochodzie... Zaczął prószyć
wyczekiwany śnieg. Oboje uśmiechnęli się do siebie. Chłopak
otworzył jej drzwi pasażera, a ona jeszcze skradła mu całusa i
wsiadła do środka. Obszedł samochód i zajął swoje miejsce.
Odpalił silnik i obrał kierunek na dom jego rodziców, gdzie mieli
być na świątecznej kolacji.
***
Macie państwo swoje wymarzone, szczęśliwe zakończenie :D
I w ogóle po raz kolejny trzeba się zachwycić urokami Twittera, ponieważ wczoraj syn Tito zalajkował mój tweet! Spóźnione wszystkiego najlepszego Adria! ♥
Dziś znów urodzinowo, bo już 21 obchodzi Rafinha ♥
via Twitter i Facebook Thiago.
Na tym opowiadaniu już będziemy się niestety żegnać, ale serdecznie zapraszam Was na moje pozostałe blogi:
oraz także opowiadanie, które ruszy już niedługo!
Dziękuję za każdy komentarz na tym blogu oraz prawie 18 i pół tysiąca wyświetleń! ♥
Gorące buziaki, Coppernicana ;*