[Thiago]
Jakie to wszystko jest cholernie nudne.
Dookoła sami reporterzy, modelki, celebryci... Wynajęte hostessy
roznoszą na tacach maleńkie przekąski i kieliszki z szampanem.
Wszyscy rozmawiali o modzie, polityce czy finansach.
- Milan jest nieugięty, więc pytam ciebie. Zmywamy się? - usłyszałem Kaiego.
- Ale gdzie chcesz się zmyć? - zapytałem.
- No jak to gdzie? Do jakiegoś klubu. Wiesz, drinki, dziewczyny... - wyszczerzył się.
- Nie powonieniem. - odpowiedziałem, chociaż tak naprawdę miałem ogromną ochotę z nim pójść i się zabawić.
- Stary no! Gdzie jest tamten Thiago?! Jest szansa, że gdzieś tam jeszcze jest? - drążył zabawnym tonem. - To jak? Zaraz i tak wszyscy się stąd zmyją, więc nikt nie zauważy naszej nieobecności. - wiercił dziurę w brzuchu. - No chodź ze mną. - nalegał. Zamyśliłem się przez chwilę. Ciągnie mnie do tego jak cholera, ale jeżeli chcę odzyskać swoje pieniądze i dwa pozostałe samochody, skonfiskowane przez ojca, to nie powinienem. Ale może faktycznie zaraz się wszyscy zmyją i nikt tego nie zauważy. Chociaż Leo... Już wiem. - Poczekaj sekundę. - powiedziałem.
[Leonor]
- Milan jest nieugięty, więc pytam ciebie. Zmywamy się? - usłyszałem Kaiego.
- Ale gdzie chcesz się zmyć? - zapytałem.
- No jak to gdzie? Do jakiegoś klubu. Wiesz, drinki, dziewczyny... - wyszczerzył się.
- Nie powonieniem. - odpowiedziałem, chociaż tak naprawdę miałem ogromną ochotę z nim pójść i się zabawić.
- Stary no! Gdzie jest tamten Thiago?! Jest szansa, że gdzieś tam jeszcze jest? - drążył zabawnym tonem. - To jak? Zaraz i tak wszyscy się stąd zmyją, więc nikt nie zauważy naszej nieobecności. - wiercił dziurę w brzuchu. - No chodź ze mną. - nalegał. Zamyśliłem się przez chwilę. Ciągnie mnie do tego jak cholera, ale jeżeli chcę odzyskać swoje pieniądze i dwa pozostałe samochody, skonfiskowane przez ojca, to nie powinienem. Ale może faktycznie zaraz się wszyscy zmyją i nikt tego nie zauważy. Chociaż Leo... Już wiem. - Poczekaj sekundę. - powiedziałem.
[Leonor]
Stałam z dziewczynami w jednym
kącie i ciągle o czymś rozmawiałyśmy. Po chwili zauważyłam, że
podchodzą do nas rodzice Thiago.
- Ce, już się będziemy zbierać. - matka zwróciła się do Celii. - Chcieliśmy się pożegnać, ale nigdzie nie widzimy naszego syna. - dodała.
- Widziałem jak przed chwilą Thiago wchodził do łazienki. - jakby znikąd pojawił się przy nas Milan z Tomasem.
- No dobrze. Pójdziemy już. Nie będziemy na niego czekać. - uśmiechnął się Lionel. Celia się z nami pożegnała, jej matka przytuliła nas wszystkie na do widzenia, a Messi się tylko przyjaźnie uśmiechnął. Wyszli.
- Ej, serio Thi jest w łazience? Bo ja jakoś go dawno nie widziałam. Tak samo z Kaim. - zauważyła Dorita.
- To był blef. Musiałem coś powiedzieć. Nigdzie ich nie ma. - odpowiedział młody Pique.
- Jak to ich nie ma? - zdziwiłam się i nawet lekko przeraziłam.
- Przedtem Kai namawiał Milana, żeby się stąd urwać. Nie zgodził się to pewnie zabrał ze sobą Messiego. Mój kuzyn to palant. - mówił podenerwowany Vallejos.
- Czyżby była tu mowa o młodym Messim? - dołączył do nas Nathan.
- No tak, a wiesz coś? - zapytała Lia.
- Jakąś niecałą godzinę temu, podszedł do mnie i dał swoje kluczyki do samochodu, prosząc bym odwiózł później Leonor do domu, bo idzie załatwić coś z Valdesem. - odpowiedział trochę zdezorientowany.
- No to zatroszczył się przynajmniej o dziewczynę. - prychnęła Valeria.
- Zabije gnojka. Miał nie pić! - uniósł się Tomas.
- No dobra, to może my też będziemy się już zwijać, bo się przeludnia. - zaproponowała Dori.
- No dobra, ja odwiozę Leę, Doritę i Valerię, Nathan zajmie się Leo, a ty Tom jedź na poszukiwania tych idiotów. - westchnął Pique.
- Jadę z tobą, Tomi. - odezwała się blondynka. - Pomoc ci się przyda.
- No to postanowione. Chodźmy. - powiedział Pinto i ruszyliśmy wszyscy w stronę szatni.
Jechaliśmy w ciszy. Nie odzywałam się ani ja, ani Nathan. Nie wiedziałam o czym mam z nim rozmawiać, a poza tym myślałam ciągle o Thiago. Pomagaliśmy mu, ale on i tak poszedł z Kaim. To, że on tak funkcjonuje, nie oznacza to, że ma za sobą ciągnąć innych. Byłam też po części na niego zła, bo mnie tam zostawił. Co prawda, poprosił przyjaciela żeby mnie odstawił do domu, ale mnie zostawił bez słowa.
- Myślisz o nim? - przerwał ciszę. Kiwnęłam głową, bo przecież tak było. Poza tym, Nathan o niczym nie wie. Myśli, że faktycznie jestem dziewczyną Thiago. Mam mu powiedzieć, z racji, że reszta jest wtajemniczona, czy mam siedzieć cicho? Dobra, nie wiem, więc na razie siedzę cicho. - Jakby mu na tobie nie zależało, to by cię tam zostawił bez słowa. Nie prosiłby mnie bym cię odwoził. - dodał, patrząc przed siebie. - Długo jesteście już razem? - zapytał.
- Od jakiegoś czasu. - odparłam cicho.
- Jeszcze w Brazylii słyszałem o tym co on wyrabiał. Potem przez sekundę się media uspokoiły. Czyżby do dziś? - zauważył.
- Masz rację. Pilnował się, ale dziś Kai zdołał go namówić. - westchnęłam. - Dziękuję. - powiedziałam, gdy podjechał pod dom.
- Nie ma za co. Zabiorę samochód i jutro go odwiozę. Nie będę tłukł się taksówkami po nocach. Zadzwonię jutro do niego. - powiedział.
- Powiem mu. - odparłam, otwierając drzwi pojazdu by wyjść.
- Dobranoc Leo. - uśmiechnął się.
- Pa.
- Ce, już się będziemy zbierać. - matka zwróciła się do Celii. - Chcieliśmy się pożegnać, ale nigdzie nie widzimy naszego syna. - dodała.
- Widziałem jak przed chwilą Thiago wchodził do łazienki. - jakby znikąd pojawił się przy nas Milan z Tomasem.
- No dobrze. Pójdziemy już. Nie będziemy na niego czekać. - uśmiechnął się Lionel. Celia się z nami pożegnała, jej matka przytuliła nas wszystkie na do widzenia, a Messi się tylko przyjaźnie uśmiechnął. Wyszli.
- Ej, serio Thi jest w łazience? Bo ja jakoś go dawno nie widziałam. Tak samo z Kaim. - zauważyła Dorita.
- To był blef. Musiałem coś powiedzieć. Nigdzie ich nie ma. - odpowiedział młody Pique.
- Jak to ich nie ma? - zdziwiłam się i nawet lekko przeraziłam.
- Przedtem Kai namawiał Milana, żeby się stąd urwać. Nie zgodził się to pewnie zabrał ze sobą Messiego. Mój kuzyn to palant. - mówił podenerwowany Vallejos.
- Czyżby była tu mowa o młodym Messim? - dołączył do nas Nathan.
- No tak, a wiesz coś? - zapytała Lia.
- Jakąś niecałą godzinę temu, podszedł do mnie i dał swoje kluczyki do samochodu, prosząc bym odwiózł później Leonor do domu, bo idzie załatwić coś z Valdesem. - odpowiedział trochę zdezorientowany.
- No to zatroszczył się przynajmniej o dziewczynę. - prychnęła Valeria.
- Zabije gnojka. Miał nie pić! - uniósł się Tomas.
- No dobra, to może my też będziemy się już zwijać, bo się przeludnia. - zaproponowała Dori.
- No dobra, ja odwiozę Leę, Doritę i Valerię, Nathan zajmie się Leo, a ty Tom jedź na poszukiwania tych idiotów. - westchnął Pique.
- Jadę z tobą, Tomi. - odezwała się blondynka. - Pomoc ci się przyda.
- No to postanowione. Chodźmy. - powiedział Pinto i ruszyliśmy wszyscy w stronę szatni.
Jechaliśmy w ciszy. Nie odzywałam się ani ja, ani Nathan. Nie wiedziałam o czym mam z nim rozmawiać, a poza tym myślałam ciągle o Thiago. Pomagaliśmy mu, ale on i tak poszedł z Kaim. To, że on tak funkcjonuje, nie oznacza to, że ma za sobą ciągnąć innych. Byłam też po części na niego zła, bo mnie tam zostawił. Co prawda, poprosił przyjaciela żeby mnie odstawił do domu, ale mnie zostawił bez słowa.
- Myślisz o nim? - przerwał ciszę. Kiwnęłam głową, bo przecież tak było. Poza tym, Nathan o niczym nie wie. Myśli, że faktycznie jestem dziewczyną Thiago. Mam mu powiedzieć, z racji, że reszta jest wtajemniczona, czy mam siedzieć cicho? Dobra, nie wiem, więc na razie siedzę cicho. - Jakby mu na tobie nie zależało, to by cię tam zostawił bez słowa. Nie prosiłby mnie bym cię odwoził. - dodał, patrząc przed siebie. - Długo jesteście już razem? - zapytał.
- Od jakiegoś czasu. - odparłam cicho.
- Jeszcze w Brazylii słyszałem o tym co on wyrabiał. Potem przez sekundę się media uspokoiły. Czyżby do dziś? - zauważył.
- Masz rację. Pilnował się, ale dziś Kai zdołał go namówić. - westchnęłam. - Dziękuję. - powiedziałam, gdy podjechał pod dom.
- Nie ma za co. Zabiorę samochód i jutro go odwiozę. Nie będę tłukł się taksówkami po nocach. Zadzwonię jutro do niego. - powiedział.
- Powiem mu. - odparłam, otwierając drzwi pojazdu by wyjść.
- Dobranoc Leo. - uśmiechnął się.
- Pa.
Gdy weszłam do domu, pierwszą rzeczą,
którą zrobiłam było rozebranie się i wzięcie prysznica.
Usiadłam w kącie kanapy, podkuliłam nogi i czekałam. Patrzyłam
na zegar. Tik, tak. Tik, tak. Czas dłużył się jak na złość.
[Thiago]
Siedziałem pomiędzy jakimiś
dwiema dziewczynami, które się do mnie kleiły. Byłem już
podpity. Wcześniej pewnie już dawno zaliczyłbym kabinę w męskiej
toalecie z każdą po kolei, ale teraz o tym nie myślę. Mam taką
blokadę, myśląc w takim sensie o dziewczynach tutaj. Mam w głowie
tylko jedną - Leonor. Mam dziwne wyrzuty sumienia, zostawiając ją
tam. Mam nadzieję, że Nathan się nią zaopiekuje i bezpiecznie
odwiezie do domu.
Kolejna kolejka i już procenty, płynące w moich żyłach się powiększyły. Siedziałem na środku narożnika w towarzystwie dziewczyn, sprowadzonych przez młodego Valdesa, dziewczyny, których wcale nie znałem. Wcześniej mi to nie przeszkadzało, a teraz? Wtedy do stolika wróciła wysoka blondynka, a za nią Kai, zapinając swój pasek od spodni.
- No moje ukochane panie, zróbcie mi miejsce obok mego przyjaciela. - zawołał, przechodząc obok nich chwiejnym krokiem. - Stary, bawić się mieliśmy, a ty siedzisz, pijesz i zamulasz. - położył mi dłoń na ramieniu i spojrzał na mnie. - Dziewczyny tu siedzą, żadną się nie zajmujesz. - wyszczerzył się. - Coś mi tu wypadłeś z rytmu Thiago. - dodał i pokazał jakiś znak dziewczynie obok, która momentalnie obróciła moją głowę i wpiła się w moje usta.
- Nie. - odepchnąłem ją lekko.
- Thiago brachu, mów mi tu zaraz co się z tobą dzieje, jak na spowiedzi! - plątał Kai.
- No, bo ja tak nie mogę jeżeli myślę o innej dziewczynie.
- Ooooo! No ładnie. Znam ją?! - wyszczerzył się.
- Myślę o Leo.
- O tej Leo?! Ej no, przecież masz tu wiele gorętszych lasek, które bez problemu można sobie przelecieć na zapleczu albo w kiblu, a tamta święta to może da ci dopiero po ślubie. - wybuchnął śmiechem.
- Valdes, nie chodzi o to.
- Zawsze chodzi o to. - dopił piwo z butelki i wgramolił się na stół. - To wypijmy za mego kumpla, który nie wie co dobre i za każdą chętną panią. - ryknął i pociągnął spory łyk z nowej butelki z wódką. Rozległy się dzikie, damskie piski, dziewczyn siedzących z nami.
- Kai przestań pajacować. - nagle przed nami pojawili się Tomas z córką trenera pierwszego zespołu Barcelony.
- Oooo, zapraszamy do nas! - zawołał radośnie bramkarz. Wtedy mój kuzyn zaczął go ściągać ze stolika, a Valeria podeszła do mnie i chwyciła mnie za rękę.
- Idziemy. - powiedziała. Kai się szarpał Tomasowi, a ja szedłem spokojnie, ledwo, ale szedłem. Wpakowali nas na tylne siedzenie samochodu mojego kuzyna i ruszyliśmy.
Kolejna kolejka i już procenty, płynące w moich żyłach się powiększyły. Siedziałem na środku narożnika w towarzystwie dziewczyn, sprowadzonych przez młodego Valdesa, dziewczyny, których wcale nie znałem. Wcześniej mi to nie przeszkadzało, a teraz? Wtedy do stolika wróciła wysoka blondynka, a za nią Kai, zapinając swój pasek od spodni.
- No moje ukochane panie, zróbcie mi miejsce obok mego przyjaciela. - zawołał, przechodząc obok nich chwiejnym krokiem. - Stary, bawić się mieliśmy, a ty siedzisz, pijesz i zamulasz. - położył mi dłoń na ramieniu i spojrzał na mnie. - Dziewczyny tu siedzą, żadną się nie zajmujesz. - wyszczerzył się. - Coś mi tu wypadłeś z rytmu Thiago. - dodał i pokazał jakiś znak dziewczynie obok, która momentalnie obróciła moją głowę i wpiła się w moje usta.
- Nie. - odepchnąłem ją lekko.
- Thiago brachu, mów mi tu zaraz co się z tobą dzieje, jak na spowiedzi! - plątał Kai.
- No, bo ja tak nie mogę jeżeli myślę o innej dziewczynie.
- Ooooo! No ładnie. Znam ją?! - wyszczerzył się.
- Myślę o Leo.
- O tej Leo?! Ej no, przecież masz tu wiele gorętszych lasek, które bez problemu można sobie przelecieć na zapleczu albo w kiblu, a tamta święta to może da ci dopiero po ślubie. - wybuchnął śmiechem.
- Valdes, nie chodzi o to.
- Zawsze chodzi o to. - dopił piwo z butelki i wgramolił się na stół. - To wypijmy za mego kumpla, który nie wie co dobre i za każdą chętną panią. - ryknął i pociągnął spory łyk z nowej butelki z wódką. Rozległy się dzikie, damskie piski, dziewczyn siedzących z nami.
- Kai przestań pajacować. - nagle przed nami pojawili się Tomas z córką trenera pierwszego zespołu Barcelony.
- Oooo, zapraszamy do nas! - zawołał radośnie bramkarz. Wtedy mój kuzyn zaczął go ściągać ze stolika, a Valeria podeszła do mnie i chwyciła mnie za rękę.
- Idziemy. - powiedziała. Kai się szarpał Tomasowi, a ja szedłem spokojnie, ledwo, ale szedłem. Wpakowali nas na tylne siedzenie samochodu mojego kuzyna i ruszyliśmy.
Zatrzymaliśmy się pod moim
domem. Tomi pomógł mi wyjść.
- Spokojnie, dam sobie radę. - bełkotałem i prawie co się potknąłem o własne nogi.
- No właśnie widzę mistrzu. - odpowiedział ironicznie i wziął mnie pod bok i prowadził pod same drzwi.
- Bracie, jak myślisz? Leo będzie zła?
- Jak cholera. - mruknął i otworzył drzwi. O to źle! Ja nie chcę żeby była zła. Weszliśmy do środka, a przed nami od razu pojawiła się Leonor w dresach, które służyły jej za piżamę.
- Zaprowadzę go do pokoju. - powiedział Tonas, zanim ja cokolwiek zdążyłem rzec. Ona kiwnęła tylko głową. Po chwili leżałem już w swoim łóżku. Tego potrzebowałem.
- Spokojnie, dam sobie radę. - bełkotałem i prawie co się potknąłem o własne nogi.
- No właśnie widzę mistrzu. - odpowiedział ironicznie i wziął mnie pod bok i prowadził pod same drzwi.
- Bracie, jak myślisz? Leo będzie zła?
- Jak cholera. - mruknął i otworzył drzwi. O to źle! Ja nie chcę żeby była zła. Weszliśmy do środka, a przed nami od razu pojawiła się Leonor w dresach, które służyły jej za piżamę.
- Zaprowadzę go do pokoju. - powiedział Tonas, zanim ja cokolwiek zdążyłem rzec. Ona kiwnęła tylko głową. Po chwili leżałem już w swoim łóżku. Tego potrzebowałem.
[Leonor]
I co teraz? Nie wiem czy on
jeszcze śpi czy jest już na dole. Po prostu nie wiem w co ja się
wpakowałam. Znów mam mieć przygody z pijanym mężczyzną?
Tylko, że on jest młody, a mojego ojca nie da się już uratować.
Jest sobotni poranek, godzina dziesiąta. Pasowałoby już wstać. Wygramoliłam się niechętnie ze swojego łóżka i przebrałam się. Rozczesałam na szybko włosy i stanęłam przed drzwiami. Ciężko westchnęłam i nacisnęłam na klamkę. Wolnym krokiem ruszyłam na dół. Weszłam do kuchni i zobaczyłam Thiago, siedzącego przy stole z rękami podtrzymującymi głowę.
- Masz szczęście, że masz trening dopiero popołudniu. - powiedziałam cicho i podeszłam do szafki z lekami. Wyjęłam z niej proszek na ból głowy i podałam go mu wraz ze szklanką wody.
- Dzięki. - wyszeptał.
- Zimny prysznic i mocna, czarna kawa powinna cię postawić na nogi. - powiedziałam.
- Skąd znasz takie sposoby?
- Zauważ, że przez lata miałam taką sytuację z ojcem. - odparłam i nastawiłam wodę w czajniku. Nastała chwilowa głucha cisza.
- Przepraszam. - powiedział i wstał. Podszedł i stanął obok.
- Nie przepraszaj, jeżeli masz zamiar to powtarzać i liczyć na łut szczęścia, że twój ojciec się o tym nie dowie. - podniosłam głos, a on aż się skrzywił, łapiąc się jedną ręką za głowę. - Wybacz. - wyszeptałam, a on złapał mnie za rękę. Zdziwiona spojrzałam na jego twarz. Rysował się na niej ledwo widoczny zarys uśmiechu.
- Przepraszam cię. Nie chcę już tak. Obiecuję ci, że już się nie upiję, nie pójdę z Kaim na żadną imprezę. - powiedział, patrząc mi w oczy i ku mojemu zaskoczeniu, przytulił mnie.
- Posłuchaj, wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem. - odpowiedziałam, niepewnie go obejmując.
- Dziękuję ci za to, że jesteś Leo. - powiedział i mocniej mnie ścisnął.
Jest sobotni poranek, godzina dziesiąta. Pasowałoby już wstać. Wygramoliłam się niechętnie ze swojego łóżka i przebrałam się. Rozczesałam na szybko włosy i stanęłam przed drzwiami. Ciężko westchnęłam i nacisnęłam na klamkę. Wolnym krokiem ruszyłam na dół. Weszłam do kuchni i zobaczyłam Thiago, siedzącego przy stole z rękami podtrzymującymi głowę.
- Masz szczęście, że masz trening dopiero popołudniu. - powiedziałam cicho i podeszłam do szafki z lekami. Wyjęłam z niej proszek na ból głowy i podałam go mu wraz ze szklanką wody.
- Dzięki. - wyszeptał.
- Zimny prysznic i mocna, czarna kawa powinna cię postawić na nogi. - powiedziałam.
- Skąd znasz takie sposoby?
- Zauważ, że przez lata miałam taką sytuację z ojcem. - odparłam i nastawiłam wodę w czajniku. Nastała chwilowa głucha cisza.
- Przepraszam. - powiedział i wstał. Podszedł i stanął obok.
- Nie przepraszaj, jeżeli masz zamiar to powtarzać i liczyć na łut szczęścia, że twój ojciec się o tym nie dowie. - podniosłam głos, a on aż się skrzywił, łapiąc się jedną ręką za głowę. - Wybacz. - wyszeptałam, a on złapał mnie za rękę. Zdziwiona spojrzałam na jego twarz. Rysował się na niej ledwo widoczny zarys uśmiechu.
- Przepraszam cię. Nie chcę już tak. Obiecuję ci, że już się nie upiję, nie pójdę z Kaim na żadną imprezę. - powiedział, patrząc mi w oczy i ku mojemu zaskoczeniu, przytulił mnie.
- Posłuchaj, wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem. - odpowiedziałam, niepewnie go obejmując.
- Dziękuję ci za to, że jesteś Leo. - powiedział i mocniej mnie ścisnął.
[Thiago]
Co? Miałem jej powiedzieć, że
żałuję tego co działo się wczoraj?! Że czuję się jak ostatni
debil? Tak, żałuję. Miałem się bawić, a i tak siedziałem i
myślałem o niej. Jestem teraz nie do życia. Choć tyle, że
trening mam dopiero popołudniu... Nie mam zielonego pojęcia
dlaczego chcę przestać, dla niej. Wszystko dla niej, o niej...
Cholera, chłopie! Co się z tobą dzieje?!
Faktycznie, po tym prysznicu i kawie czuję się lepiej. Dużo lepiej.
Faktycznie, po tym prysznicu i kawie czuję się lepiej. Dużo lepiej.
Siedzieliśmy razem w salonie, ona na
fotelu z jakąś książką, a ja na kanapie, wpatrując się tępo w
ekran telewizora. Wtem usłyszałem, że ktoś wchodzi do domu.
Obejrzałem się i zobaczyłem Toma i Nathana.
- No witaj imprezowiczu. - zaśmiał się Nat. - Odwieźliśmy ci samochód. - dodał.
- I przy okazji chcemy cię porządnie opieprzyć. - powiedział Vallejos ze stoickim spokojem.
- To ja może pójdę na górę. - odezwała się Leo, wstając ze swojego miejsca.
- Nie chcesz się dołączyć do naszego kazania? - zapytał Nathan, podążając za nią wzrokiem, gdy ta kierowała się na schody.
- Ode mnie już dziś dostał kazanie. - mruknęła i zniknęła na piętrze.
- No witaj imprezowiczu. - zaśmiał się Nat. - Odwieźliśmy ci samochód. - dodał.
- I przy okazji chcemy cię porządnie opieprzyć. - powiedział Vallejos ze stoickim spokojem.
- To ja może pójdę na górę. - odezwała się Leo, wstając ze swojego miejsca.
- Nie chcesz się dołączyć do naszego kazania? - zapytał Nathan, podążając za nią wzrokiem, gdy ta kierowała się na schody.
- Ode mnie już dziś dostał kazanie. - mruknęła i zniknęła na piętrze.
- Stary, dalej chcesz
brnąć w takie życie? - zaczął Pinto. - Masz wspaniałą
dziewczynę, talent i nazwisko. Nie spieprz tego.
- Nie pozwolimy na to byś
się nam zmarnował. - dodał Tom.
- Musisz przejrzeć na
oczy, bo wszyscy się o ciebie martwimy. - ciągnął Nathan.
- A czy ja też mogę się
wypowiedzieć? - mruknąłem, przerywając im. - Zrozumiałem.
Uświadomiłem sobie coś. Chcę to zmienić. Dla niej. -
powiedziałem.
- No Młody, w porę i na
czas. - zakpił mój kuzyn, jednak z lekkim zdziwieniem przewrócił
oczami i rzucił się na kanapę.
_________________________________
Chorowitek dodaje, chorowitek siedzi w domku i pozdrawia ♥
Chorowitek dodaje, chorowitek siedzi w domku i pozdrawia ♥