sobota, 23 listopada 2013

8. Gol

[Leonor]

  Podczas obiadu padało mnóstwo różnorakich pytań. W pewnym momencie Thiago zaczął zachwalać mój talent, którego nie mam... Że ładnie szkicuję i tak dalej. Było nawet w porządku. Rodzice Thiago byli mili i dobrze się z nimi rozmawiało. Później padło pytanie o moich rodziców... Odpowiedziałam prawdę. Moja mama nie żyje, a ojciec żyje w swoim świecie... Powiedziałam też o sytuacji z moim bratem... Taka była prawda. Przez to nastał lekko niezręczny moment.
   - Ale mogę dodać, że mama Leonor była wielką fanką piłki i twoją, tato - zaśmiał się Thiago. - To stąd imię Leo, a nawet data urodzin, w ten piątek - uśmiechał się, a ja spojrzałam na niego błagalnie. - No co? Taka prawda!
   - Czyli ty też lubisz piłkę? - zapytał Lionel.
   - Bardzo. Właśnie przez mamę kibicuję Barcelonie, a mój brat gra. Właśnie niedawno udało mu się dostać do młodzików Espanyolu - poprawił mi się lekko humor.
   - I będzie pykał sobie elegancko z naszym Tomasem - wyszczerzył się młodszy Messi.
   - Daj mu może dorosnąć? - zaśmiałam się.
   - A ile lat ma twój brat? - zapytała Antonella.
   - Szesnaście - odparłam.
   - O, to o rok starszy od Celii - spojrzała na swoją córkę i od razu spiorunowała ją wzrokiem, bo pisała SMS, a według jej matki telefon przy stole był surowo zakazany.
   - Jeżeli jest dobry to zawsze mógł spróbować w Juvenilu - zauważył trener reprezentacji Argentyny.
   - Dla niego to już jest frajda, że docenili go w Espanyolu.
   - Ale jeżeli faktycznie chłopak ma potencjał to trzeba zagadać do trenerów z Barcelony żeby mieli na niego oko - mówił Lionel.
   - Naprawdę, dziękuję - uśmiechnęłam się pod nosem.
   - My tu gadu, gadu, a w kuchni czeka deser - wtrąciła kobieta, wstając od stołu i zbierając talerze.
   - Ja pani pomogę - zaoferowałam się od razu, wstając i zabierając talerz swój i Thiago. Każdy tam był dla mnie miły i naprawdę było mi tam dobrze. Taka normalna rodzina, której mi brakowało, do której bym wracała na niedzielne obiadki, której opowiadałabym co się dzieje moim życiu. Lionel i Antonella byli naprawdę ciepłymi osobami i aż dziwo, że ich syn wyrósł na takiego gagatka.
   - Dziękujemy za zaproszenie - uśmiechnęłam się, gdy staliśmy już przy drzwiach.
   - Możecie wpadać kiedy tylko zechcecie - Antonella machnęła ręką. - I teraz mamy nadzieję widywać częściej naszego syna - puściła do nas oczko.
   - Ja tam go widuję wystarczająco często - westchnęła teatralnie Celia.
   - Ja w twoim wieku cieszyłem się, że zobaczę swoje rodzeństwo - Lionel pokręcił głową.
   - Bo wtedy tato, byłeś sam z dziadkiem w Barcelonie, a wujkowie i ciocia z babcią mieszkali na innym kontynencie - przewróciła oczami.
   - Młoda nie filozofuj już tak - zaśmiał się 'mój chłopak'. - My już uciekamy, bo nie chcę się spóźnić.
   - Leo ma naprawdę dobry wpływ na Thiago, bo po raz pierwszy od dłuższego czasu słyszę, że on się nie chce gdzieś spóźnić! - śmiała się jego matka.
   - Tak, bardzo zabawne - westchnął chłopak. Pożegnaliśmy się z nimi i wyszliśmy. - I jak? Jesteś cała i zdrowa? Nie pogryźli cię może? - zaśmiał się gdy byliśmy już obok jego samochodu.
   - Są w porządku - skinęłam głową.
   - Masz rację, są. Tylko ja trochę spieprzyłem - uśmiechnął się lekko i otworzył mi drzwi od strony pasażera, a gdy miałam już wsiadać, on po prostu pocałował mnie w policzek. - Ojciec stoi w oknie - powiedział cicho z uśmiechem, dla niepoznaki. Zamknął za mną drzwi i sam obszedł samochód.

  Weszliśmy do domu, a on od razu chwycił za swoją torbę.
   - Poczekaj na mnie minutę, dobrze? Chcę zmienić bluzkę na wygodniejszą. - zawołałam i ruszyłam w kierunku schodów na górę.
   - Jednak chcesz jechać na mecz? - zmarszczył brew, ale widać też było, że się cieszy.
   - Oczywiście. Przecież nie mogłabym przegapić okazji by zobaczyć cię w akcji. - puściłam do niego oczko z uśmiechem, a ten automatycznie się zerwał jak poparzony, odłożył torbę, złapał mnie za dłoń i pociągnął za sobą na górę. Nie wiedziałam o co mu może chodzić. Zostawił mnie na korytarzu i wpadł do swojej sypialni. Po dosłownie kilku sekundach, wyszedł, trzymając w dłoni swój bordowo-granatowy trykot.
   - Tak sobie pomyślałem, że może chciałabyś ją założyć - mówił, patrząc na mnie. Wzięłam ją do ręki i rozłożyłam. Na plecach widniała osiemnastka i Messi.
   - Założę - skinęłam głową i pocałowałam go w policzek. Nie wiem czy chciałam mu tym sprawić przyjemność, ale zrobiłam to automatycznie, bez kontrolowania. Weszłam do pokoju i przebrałam ją. Była lekko za luźna, ale lubiłam takie. Zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie Thiago.
   - Wyglądasz świetnie - powiedział z uśmiechem. - Ale nie wolałabyś poczekać? Do meczu jest jeszcze sporo czasu, a mogę poprosić Lię by wpadła po ciebie.
   - Nie trzeba. I tak nie mam nic do roboty, a z chęcią posiedzę tam na stadionie i poczekam.
   - Jak sobie życzysz - skinął głową.

Gdy zajechaliśmy na podziemny parking, zauważyliśmy tam Valerię, Lię oraz Tomasa. Podeszliśmy do nich i przywitaliśmy. Thiago od razu ruszył dalej, a tamci tylko patrzyli kiedy zniknie w windzie.
   - Stało się coś? - zdziwiłam się.
   - Stary Valdes z Dylanem rozmawiają z trenerem Barcy B - skrzywiła się Lia.
   - Zamknęli się w gabinecie - dodał Messi.
   - Kai wie? - zapytałam.
   - Myślę, że nikt nie wie. Zauważyłam to przez przypadek jak wracałam od ojca z biura, bo zapomniał papierów. - wytłumaczyła Valeria. 
   - Będzie miał przypał - dorzuciła Fabregas.
   - Nie zdziwiłbym się gdyby dziś nie zagrał - westchnął chłopak.
   - Nie kracz może - powiedziała od razu Val. - Przez te wakacje, krótkie, bo krótkie dla piłkarzy musimy go jakoś ogarnąć - westchnęła.
   - Valeria ma rację. Milan sobie poradził, Thiago sobie jakoś radzi - zaakcentowałam. - Kai też musi zacząć.
   - Racja, ale chodźmy może gdzieś indziej, bo tu się zaczyna robić duży ruch - odezwał się Argentyńczyk, bo właśnie na parking zajechały dwa nowe samochody. Ruszyliśmy w stronę windy, a potem trybun.
   Przed samym meczem pojawił się mój brat razem z Dulce, a za nimi Nathan, którzy mieli miejsce obok nas, a przed samym gwizdkiem, na dotychczas pustych miejscach w rzędzie przed nami, usiedli Valdes oraz Valdes JR. Widać było, że Victor zadowolony nie jest, a Dylan jedynie uśmiechnął się lekko do nas.

[Thiago] 

  Wróciliśmy z rozgrzewki przed meczem i usiedliśmy wszyscy w szatni, czekając na trenera, który miał podać pierwszą jedenastkę na mecz. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się do momentu kiedy w końcu przyszedł trener, wtedy wszyscy ucichli. Podszedł do tablicy i zaczął przyklejać na magnesach dzisiejszy skład.
   - Lewe skrzydło w ataku Tello, środek Messi i na prawo Davi - powiedział na głos, a ja wtedy spojrzałem najpierw na młodego Tello i później na da Silvę. Coś w tym było, bo tata mi powtarzał, że jemu samemu dobrze się grało w ataku z ich ojcami. - Dominguez, Leal i Goyo, Navas, Pique, Malave, Sosa no i w bramce dziś Tomo - spojrzał na naszego rezerwowego bramkarza, a wszystkich dosłownie wcięło. Czemu nie Kai?
   - Coś jest chyba na rzeczy - mruknął Milan, siedzący obok mnie.
   - Na pewno. Musiał wczoraj kretyn zabalować - szepnąłem. Trener zaczął mówić o przeciwniku i taktyce na ten mecz. Gdy skończył, zauważyliśmy, że Kai podchodzi do selekcjonera i odciąga go na osobności. Pyta o coś, zapewne o to czemu nie gra, a tamten zaczyna mu tłumaczyć. Naprawdę niepokrzepiający widok.
   - Kai, co się dzieje?! - razem z Milanem zaczepiliśmy przyjaciela, gdy staliśmy już w tunelu, a wkurzony Valdes kierował się na ławkę.
   - Nic się nie dzieje - mruknął.
   - Więc powiedz dlaczego nie grasz - ciągnąłem.
   - Potrąciłem dziewczynę. - szepnął.
   - Co?! - krzyknęliśmy obaj, a wtedy każda para oczu została skierowana na nas.
   - Zamknijcie się może, co?! - warknął. - Jechałem rano na kacu i nie zdążyłem wyhamować na przejściu.
   - Ale żyje? - zapytał Pique.
   - Powiedziałem, że potrąciłem, a nie zabiłem, tęgi umyśle - wykrzywił się do obrońcy. - Karetka, policja... Złożyłem zeznania i dzięki wpływom tatusia nikt o niczym nie wie i ja nie siedzę w areszcie.
   - A co z nią? Coś poważnego?
   - Nie wiem, jakoś mało mnie to interesuje. Grunt, że żyje.
   - Ale ty jesteś pojebany - skomentowałem. - Normalny człowiek by tam siedział i czekał na informacje, co i jak - pokręciłem głową.
   - Najwyraźniej taki jestem - warknął i ruszył do wyjścia, bo za nami pojawił się trener.
    Jako kapitan Barcelony B, szedłem pierwszy z proporczykiem. Hymny, powitanie i losowanie połów. To były takie nasze gran derby, pomiędzy rezerwami Barcelony i Realu. Ustawiłem się na swojej pozycji i zanim usłyszeliśmy rozpoczynający gwizdek, zdążyłem jeszcze zerknąć w kierunku trybun. Widziałem swojego kuzyna, Chino, Dulce, Valerię, dziewczynę Milana, Nathana i Leo, która miała na sobie moją koszulkę. Uśmiechała się i rozmawiała o czymś z dziewczynami.   
  
[Leonor]

   Pierwsza połowa była... Nudna! Nawet nasi trzej eksperci - Nathan, Chino i Tomas tak stwierdzili. Tak jakby wszyscy na tym boisku spali. I drużyny z Barcelony i z Madrytu. Podczas przerwy my poszłyśmy do łazienki, jak to zazwyczaj dziewczyny, a trójka z części męskiej do sklepiku, bo 'jak nadal mają tak grać to przynajmniej będziemy mieć jakąś przegryzkę' jak to ujął Tomi. 
  Gdy wróciłyśmy na swoje miejsca, chłopcy już siedzieli i każdy z nich trzymał po dużej paczce chipsów. Normalnie jak dzieci. 
  Druga połowa zaczęła się już ciekawiej, bo Real zaczął psocić na niekorzyść Barcelony. Mieli większe posiadanie piłki, co wcale nas nie cieszyło. Madrycki napastnik biegł z piłką przy nogach, wykiwał dwóch obrońców i biegł sam na sam z Tomo. Nagle za nim pojawił się Milan i podciął go od tyłu. Napastnik legł jak długi. Gwizdek, żółta kartka dla Pique i karny dla Realu. Spojrzałam na Thiago. Stał z dłońmi na biodrach i nerwowo przygryzł wargę, a młody Tello coś do niego mówił. Madridista podszedł i ustawił sobie piłkę na jedenastym metrze od bramki, a my aż wstaliśmy, tak samo jak rezerwy obu drużyn. Gwizdek, strzał - NIE MA GOLA! Młody Katalończyk obronił! 
   - Coś mi się zdaje, że Kai będzie musiał sporo się napracować jeżeli chce od przyszłego sezonu grać w pierwszym składzie, a o seniorskiej drużynie to nawet nie wspomnę - Tomi machnął ręką. 
   - Ale ty mu lubisz dogadywać - zaśmiałam się. 
   - Takie już jego usposobienie - Valeria westchnęła teatralnie. 
   - Na pewno! - mruknął Messi i pokazał język Inieście. Wiem, że oni się przyjaźnią, ale i tak mi coś nie pasowało, bo czasami widywałam, że jedno zerka na drugiego. I to nie raz ich na tym złapałam! Poczekamy, zobaczymy!
  Czas ciągle gonił, a na tablicy nadal widniał wynik 0:0. 85... 86... 87... 88... 89... 90... I boczny arbiter pokazał, że dodane zostały dwie minuty do spotkania, ale co z tego, jeżeli piłka nadal sennie odbijała się od jednego do drugiego. 
 Minuta do końca spotkania, a tam... O dziwo coś się zaczęło dziać! Akcja pomiędzy dwoma pomocnikami, potem podanie do Daviego, ten z powrotem do Leala, a ten wysoko nad linią obrony, gdzie nagle znikąd pojawił się Thiago i wpakował piłkę do brami z główki. Katalończycy na boisku zaczęli świrować ze szczęścia, ale tak samo my na trybunach. Zaczęłam tulić się z dziewczynami i kątem oka zerknęłam na duży telebim. 
   - Patrz co on robi! - pisnęła Dulce. Ja oniemiałam. Biegł, a z palców ułożył literkę "L" i przyłożył sobie do ust. 
   - Plagiat! - zawołała roześmiana Lia. - Skopiował to od mojego ojca - zaśmiała się i mnie przytuliła. - Ale wybaczam - wyszczerzyła się do mnie, a ja nadal stałam jak ten słup soli. Przecież równie dobrze mógł tego gola zadedykować swojemu ojcu, prawda?

***
  Odpowiedź do komentarzy spod ostatniego rozdziału:
W jednym momencie wydawało mi się to zabawne, w drugim to ignorowałam, a w trzecim muszę przyznać, że poczułam się urażona, bo wywnioskowałam porównanie siebie do zwierzęcia. Po prostu jest mi przykro, że taka mała wojna na komentarze miała tu miejsce.

Racja, niektórzy mogą napisać rozdział w półtora godziny, dodawać co kilka dni albo nawet i codziennie. Ja do takich osób nie należę. Pisząc rozdział, zawsze staram się żeby wyszedł on jak najlepiej, co nie zawsze wychodzi, ale to normalne. To ile piszę jeden rozdział zależy od jego przewidywanej przeze mnie długości i od tego co chcę by w nim się znalazło. Potrzebuję do tego czasu, weny i pomysłu na dany rozdział czy całe opowiadanie. Wena czy pomysł, one same przychodzą lub są inspirowane czymś, gorzej z czasem. Mamy rok szkolny i chyba każdy, w każdej szkole ma taki czas, kiedy raz ma natłok nauki, a czasem ma luzy.
To co miało miejsce pod ostatnim rozdziałem wcale nie zachęciło mnie do częstszego dodawania postów i będzie tak jak było. Rozdział pojawi się wtedy, kiedy go napiszę.
I to chyba na tyle, Coppernicana.

Ps. "L" w wersji mini ^^

sobota, 2 listopada 2013

7. Uczucie

 Wszyscy pytają kiedy pojawi się tutaj rozdział. Otóż już jest! :) Zapraszam do czytania razem z tym małym, kochanym pysiem ♥
___________________________

[Thiago]

 Wyszedłem spod natrysku, okręcony białym ręcznikiem. Właśnie podszedłem do swojej szafki i ją otworzyłem. Dwa nieodebrane połączenia i to przed chwilą. Ojciec. Wycierając jedną ręką głowę puchowym ręcznikiem, wybrałem numer i oddzwoniłem. Ciekawe czego chce?
   - Cześć Thiago, już po treningu? - usłyszałem głos taty.
   - Praktycznie to tak. - odpowiedziałem.
   - Jutro gracie mecz, prawda? O której?
   - Gramy z Realem Castilla o 18.
   - To znaczy, że koło 16 musisz już być na stadionie... - zamyślił się do słuchawki. - Tak czy inaczej synu, chcielibyśmy zaprosić ciebie i Leo jutro na obiad. - powiedział, a ja w tej chwili myślałem, że sobie żartuje. - Przyjedźcie koło południa to spokojnie później zdążysz na zbiórkę przed meczem.
   - No dobrze, więc pewnie przyjedziemy. - mruknąłem.
   - W takim razie będziemy czekać. Do zobaczenia synu. - usłyszałem od ojca i rozłączyłem się. Rodzinny obiad? Co on jeszcze wymyśli?
 Przebrałem się i razem z Milanem i Kaim wyszliśmy z obiektu treningowego prosto na parking, gdzie czekał na nas Tomas, oparty o swój samochód.
   - Co to za przemiła wizyta? - zaśmiał się Valdes.
   - Przyjechałem, bo podczas porannej rozmowy z naszym przyjacielem. - wtedy wskazał na mnie. - Dowiedziałem się ciekawej rzeczy, ale nie wiem czy to prawda, czy tylko zgrywał się przed Nathanem.
   - Thiago, coś ty powiedział? - zaśmiał się Milan.
   - To było szczere co mówiłeś w związku z Leonor? - zapytał najstarszy. Zmieszałem się. 
   - Można powiedzieć, że to prawda. - odpowiedziałem, patrząc na kuzyna.
   - A czy dowiemy się o co chodzi? - uniósł się Kai.
   - Wiesz, że jeżeli ją skrzywdzisz to my wszyscy cię dorwiemy? - pogroził Tomas.
   - Nie mówcie, że Thiago bujnął się w swojej podstawionej dziewczynie? - Kai wybuchnął śmiechem. - Chociaż czekajcie... Jakbym sobie coś teraz przypomniał... To dlatego wtedy siedziałeś taki przymulony! Faktycznie, mówiłeś mi, że myślisz o niej! - śmiał się.
   - Serio? - zdziwił się Pique.
   - I macie z tego wielką podnietę? - prychnąłem i przewróciłem oczami.
   - Tak, bo mówiłeś, że miłość nie jest dla ciebie. - śmiał się Argentyńczyk. Nie ma to jak poparcie w rodzinie...
   - Cienias. - Kai poruszył brwiami.
   - Odwieziecie mnie do domu? - zapytałem znudzony. Wcześniej zabrałem się taksówką. To dziwne jak na mnie, ale nie chciałem prowadzić na kacu.
   - Jeszcze będą z ciebie ludzie brachu. - Tomi poklepał mnie po plecach i wsiadł do swojego samochodu.

[Leonor]

  Skłamałam wtedy mówiąc, że idę do siebie. Usiadłam na szczycie schodów i podsłuchałam ich rozmowę. To było dziwne... Uderzyło we mnie. Jeszcze nigdy nie słyszałam żeby ktoś tak o mnie mówił. I co ja teraz zrobię? Pomagam mu, ale ze świadomością, że on coś do mnie czuje? Przeszły mnie wtedy dziwne dreszcze. Nie dopuszczałam tego do swojej świadomości...
  Przyszły do mnie dziewczyny. Siedziałyśmy w salonie i plotkowałyśmy o wszystkim. To znaczy... One plotkowały. Ja siedziałam cicho i ciągle myślałam o tym co powiedział Thiago. Ja sama nie wiem jak go mam traktować. W jednej chwili jest jak do rany przyłóż, pomaga, rozmawia, ale boję się, że tak jak wczoraj ucieknie się napić.
   - Leo, jesteś tu? - zobaczyłam przed swoimi oczami machającą dłoń. To była Valeria.
   - Co myślisz o dylemacie mojego braciszka? - zapytała Dorita.
   - Wybaczcie, ale zamyśliłam się i nie słuchałam. - skrzywiłam się.
   - Mój brat ma zabawny dylemat. Chcą mu przedłużyć umowę w Chelsea i nawet chyba dopiąć do pierwszej drużyny, ale ten cymbał zastanawia się, bo jeszcze chcą go wykupić z Liverpoolu, a nasz ojciec i tak stoi mu za uchem i ględzi żeby wrócił do Hiszpanii.
   - A najlepiej do Barcy. - dorzuciła rozbawiona Lia. - Bryan zawsze był nierozgarnięty. - zaśmiała się. - Nie tylko ty masz przeboje z rodzeństwem. Maria już drugi raz się rozwodzi.
   - To ona w ogólne drugi raz wychodziła za mąż? Nic nie wiedziałam! - Valeria otworzyła szeroko oczy.
   - Bo mało kto wiedział. - Fabregas wzruszyła ramionami. - Ja jedyna jestem z tej trójki normalna. - dorzuciła.
   - Bo ty jesteś Fabregas, a tamci są Taktouk. - to był młody Pique, który wraz z resztą chłopaków wszedł do domu. Stanął za nią i ucałował ją w czubek głowy.
   - Twoja mama to zła kobieta była. - zaczął Kai. - Najpierw rozeszła się z mężem, potem omotała wujka Cesca i po kilku latach zostawiła i jego.
   - Ale po kimś musiała odziedziczyć ten spryt, żeby w sądzie stanąć na środku i zacząć jęczeć, że chce się zostać z tatą i dziadkami w Barcelonie. - śmiał się Milan.
   - Cicho, miałam wtedy sześć lat! Poza tym, dobrze zrobiłam! Zeswatałam go ze swoją przedszkolanką Anną i sobie teraz jeżdżą po Wyspach Dziewiczych. - wyszczerzyła się Lia.
   - A tak właściwie, to jak po treningu? - zapytała Valeria.
   - No nie powiem, troszkę z nas wycisnęli dzisiaj. - kiwnął głową Kai. Wtedy rozległ się dzwonek w jego telefonie. Wyjął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. - Braciszek... Pewnie ta jego luba znów go z mieszkania wyrzuciła i będzie chciał przenocować... Vera trzyma sztamę z jego laską to tylko u mnie będzie bezpieczny - westchnął. - Zmykam. - powiedział i już go nie było.
 W przeciągu godziny wszyscy się zmyli. Zostałam tylko ja i Thiago. Nadal czułam coś dziwnego i dla mnie nadal coś nowego.
   - Pamiętasz jak ci wspominałem, że niedzielne popołudnie będziesz mieć dla siebie, bo mam mecz? Wymyśliłaś już jak go spędzisz? - zapytał nagle. Wcześniej, gdy byli u nas pozostali, prawie w ogóle się nie odzywał. Jakby go tu z nami nie było.
   - Szczerze mówiąc to nie... Pewnie wezmę książkę albo szkicownik. - odparłam, wzruszając ramionami. Taka była prawda. Nie wiem co innego bym mogła zrobić.
   - Mamy jutro zaproszenie do moich rodziców na obiad. - poinformował, a przy okazji mocno mnie zaskoczył tym. Spojrzałam na niego pytająco. - Ojciec dzisiaj dzwonił i nas zaprosił. Chyba mu zależało, bo nalegał. A później chciałbym żebyś przyszła na mecz.
   - Mam przyjść na twój mecz? - kolejne moje zaskoczenie, tym razem z tej propozycji.
   - Nie widziałaś mnie jeszcze w akcji, więc tak pomyślałem. Lia będzie na pewno, bo jest zawsze, ty możesz zabrać Dulce i swojego brata. Załatwię dla was bilety.
   - Pomyślę. - szepnęłam.
   - Okay. Pójdę już do siebie. Jestem zmęczony. - wstał z kanapy i ruszył w stronę schodów.
   - Thiago. - zatrzymałam go. Spojrzał na mnie. - Dziękuję. - uśmiechnęłam się lekko. Odwzajemnił to i wyszedł po schodach na piętro.
 
   Otworzyłam drzwiczki szafy i po prostu przed nią usiadłam, ciężko wzdychając. I w co ja mam się ubrać na wizytę u Lionela Messiego?! Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
   - Proszę. - odpowiedziałam, ciągle wpatrując się w zawartość szafy.
   - Leo... Leo co ty robisz? - zdziwił się.
   - Siedzę przed szafą. - przewróciłam oczami.
   - W celu? - zaśmiał się i usiadł obok mnie.
   - Nie wiem w co mam się ubrać. - spojrzałam na niego.
   - Moi rodzice są już tobą zachwyceni, więc możesz iść nawet i nago. - stwierdził inteligentnie.
   - Bardzo zabawne. - wymusiłam kpiący uśmiech.
   - Hmm, nie wiesz w co się ubrać na obiad do przyszłych teściów, biedactwo? - zaśmiał się.
   - Ej, nie przypominam sobie oświadczyn. - zmarszczyłam czoło, lecz z uśmiechem.
   - Żartowałem. - szturchnął mnie ramieniem.
   - No, bo dla ciebie to jest wszystko takie idealnie proste. - zaczęłam. - Udaję twoją dziewczynę, żeby złapać twoich rodziców na haczyk. Niby wszystko jest cudownie i idealnie... Nie jest Thiago, nie jest. W piątek skończę osiemnaście lat...
   - Wtedy co mój tata. - przerwał mi.
   - Wspominałam, że moja mama była maniaczką, więc nawet urodziła swoje pierwsze dziecko w ten sam dzień co urodziny obchodzi jej idol... Z resztą, nie przerywaj mi! - zmierzyłam go wzrokiem, a on uniósł dłonie w geście przegranej. - Prywatnie wiele przeżyłam, chcę zawalczyć o prawa do brata, chcę skończyć szkołę, zdobyć jakąś pracę i wyjść na prostą. To szczęście jest udawane. Nie jestem przyzwyczajona do kłamstw, no chyba że tych do szkoły: 'spadłam ze schodów lub uderzyłam się o szafkę' - dokończyłam. Z roześmianego, jego twarz zmieniła wyraz na zamyślonego. Udawanie? Właśnie teraz zdałam sobie sprawę, że... W pierwszym momencie pomyślałam, że łże przed Pinto, ale... Jeżeli faktycznie jego stosunek do mnie się zmienił? Czyli coś do mnie czuje?
   - Masz rację. - westchnął i przejechał otwartą dłonią po swojej twarzy. - Zrobimy jak ty będziesz chciała. Nie będziemy nic nowego wymyślać o tobie czy twojej rodzinie. - powiedział. Spojrzałam na niego.
   - A pierwsze spotkanie? - zapytałam niepewnie.
   - Uratowałem cię, prawda? - zaśmiał się cwaniacko.
   - Chcesz zrobić z siebie bohatera przed swoimi rodzicami?
   - Ej no. Sama nie chciałaś kłamstw. Wątpisz w moje super moce superbohatera? - prychnął.
   - No chyba tak. - zmierzyłam go wzrokiem.
   - Nie! Tak nie będzie! - powiedział pewnie i tajemniczo na mnie spojrzał. Co mu chodzi po głowie... - Zaraz pożałujesz swojej decyzji! - poruszył brwiami i nagle zaczął mnie łaskotać.
   - Thiago! Przestań! - krzyczałam. - Proszę! - automatycznie przestał i pocałował mnie w policzek.
   - Zbieraj się. - puścił do mnie oczko i wyszedł z pokoju. Zostawił mnie, a ja miałam dziwne wrażenie, że się zaczerwieniłam... Spojrzałam do lustra. Faktycznie, moje policzki przybrały lekkiego odcienia purpury. Ten człowiek to jest tykająca bomba, kinder niespodzianka i tajemnica za razem! Jak ja mam go rozumieć w niektórych sytuacjach?

[Thiago]

 Wszystko musiało wyjść idealnie. Musiało!
 Przygotowałem sobie torbę, żeby później tylko po nią wpaść i pojechać na stadion. Wziąłem szybki prysznic i przebrałem się w jasny T-shirt oraz ciemne jeansy. Zszedłem na dół i oparłem się o kanapę, bawiąc się pęczkiem kluczyków. Wiedziałem, że Leonor jeszcze nie zeszła. Musiałem po prostu cierpliwie poczekać. W końcu to kobieta, a z doświadczenia wiem, że zawsze przed jakimkolwiek wyjściem musiałem czekać z tatą na mamę i Celię. Po kilku chwilach usłyszałem kroki. Leo zeszła na dół. Automatycznie się uśmiechnąłem. Była ubrana w ciemne rurki i białą, dopasowaną bluzkę, a na nogach miała czarne baleriny. Jej włosy były upięte w wysoki kok. Uśmiechnąłem się i utkwiłem w niej wzrok.
   - I jak? - zapytała.
   - Podobno nie miałaś się w co ubrać. - zaśmiałem się, a ona pokazała mi język. - Ale wyglądasz idealnie. - dodałem szczerze.
   - Dziękuję. - odparła. - Ty też niczego sobie.
   - Bardzo mnie to cieszy, a teraz chodźmy. - kiwnąłem głową i otworzyłem frontowe drzwi. 
 Jakąś chwilę później parkowałem już swój samochód na podjeździe domu rodziców. Spojrzałem na Leo. Siedziała i skubała paznokcie.
   - Denerwujesz się? - zapytałem.
   - No tak jakby trochę. - odpowiedziała, wpatrując się w dom, który wyrastał przed nami. - Piękny. - dodała i już chciała obskubać kolejną skórkę przy paznokciu, kiedy złapałem jej dłoń. 
   - Hej, będzie dobrze. Nie będziesz tam sama, a to przecież normalni ludzie. - powiedziałem z lekkim uśmiechem. 
   - Chodzi też o moją mamę. To byłoby jej marzenie przynajmniej raz spotkać twojego ojca, zamienić z nim zdanie... 
   - Robisz to za nią. Spełniasz jej marzenia. Uwierz, twoja mama jest z ciebie dumna. 
   - Z tego, że pomagam największemu frajerowi pod słońcem też? - zaśmiała się. 
   - Ej! To nie było miłe! - oburzyłem się, ale z uśmiechem. - Jest, bo masz na swoim koncie kolejny dobry uczynek. I nie pomagasz frajerowi, a zabłąkanej duszyczce. - poruszyłem brwiami. 
   - I coraz bardziej żałuję swojej decyzji. - mruknęła pod nosem. 
   - Serio? 
   - Żartowałam. - zaśmiała się. 
   - Spoko, to idziemy? - wskazałem na dom. 
   - Jasne, tylko... - zacięła się. - Thiago? 
   - Tak? 
   - Cieszę się, że cię poznałam. Naprawdę. - ucieszyła mnie ta informacja, ale i zaskoczyła. Jedyne co wtedy zrobiłem to mocniej ścisnąłem jej dłoń i wysiadłem z samochodu. Gdy byliśmy przy drzwiach frontowych, znów złapałem ją za dłoń i lekko się uśmiechnąłem. 
   - Będzie dobrze. - szepnąłem i nacisnąłem na klamkę. Przepuściłem ją pierwszą w drzwiach. - Jesteśmy! - zawołałem i rozległ się tupot mojej młodszej siostry, zbiegającej po schodach, a tuż za nią Facha numer 2. Ojciec kiedyś miał boksera, Fachę. Gdy byliśmy mali, uwielbialiśmy tego psa, ale nadszedł czas by nas opuścił, niestety. Najbardziej na tym ucierpiała mała Celia. Nie chciała jeść i chodzić wtedy do szkoły. Rodzice wzięli ją na rozmowę i wytłumaczyli kilka spraw. Powiedzieli, że Facha już nie wróci i zaproponowali byśmy wzięli takiego samego pieska. Celia się zgodziła i powiedziała, że ma jeden warunek. Ma się wabić Facha! I tak już zostało.
   - Cześć! - zawołała radośnie i najpierw przywitała się z Leo, a później ze mną. 
   - Hej, są rodzice? - zapytałem. 
   - Jesteśmy, jesteśmy. - z salonu wyłoniła się postać mojej matki. - Witajcie. - uśmiechnęła się szeroko i tak samo jak moja siostra, najpierw podeszła do Leonor, całując ją w policzek. - Miło was widzieć. - odezwała się i mnie przytuliła. - Chodźcie na razie do salonu, obiad będzie za chwilę. - powiedziała i wskazała w kierunku, skąd wcześniej wyszła. 
_________________________________
Ciąg dalszy w kolejnym rozdziale! Czekam na wasze komentarze! :)

PS. Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje naaaam! A kto?! Oczywiście, że nasz Thiago ♥ Jest już z nami cały, pełny roczek! :)

Obserwatorzy

Layout by Blacky