Gorąco, gorąco i jeszcze raz gorąco, a dla odmiany - duszno! Koniec roku szkolnego tuż, tuż, a w szkołach korytarze robią się puste!
W poprzednim rozdziale poznaliście bohatera, a teraz nadszedł czas byście poznały bohaterkę tej historii :) Zapraszam!
_________________________________
[Leonor]
Szłam szkolnym korytarzem,
kierując się już do wyjścia, gdy usłyszałam głos mojego
nauczyciela rysunku.
- Leo, poczekaj! Chciałem
cię jeszcze złapać, zanim wyjdziesz ze szkoły. – odwróciłam
się. – Wysłałem dziś twoje prace. – dodał. Mój
trzydziestoletni nauczyciel i za razem wychowawca uparł się, że
wyśle moje rysunki na konkurs, dzięki któremu można załapać się
do stypendium. Rysuję, bo lubię. Uwielbiam rysować postacie, a
raczej karykatury. Nie powiem, że moje rysunki są idealne, ale
nauczyciel je wychwala i uparł się, że wyśle niektóre na ten
konkurs. Dla świętego spokoju się zgodziłam.
- I tak nie zajmę żadnego
miejsca, a tym bardziej o stypendium mogę pomarzyć. –
uśmiechnęłam się lekko.
- Ty zawsze tak
pesymistycznie na wszystko patrzysz? – zaśmiał się. – Ale my w
ciebie tu wierzymy. No dobrze, nie zatrzymuję cię.
- Do widzenia. –
odpowiedziałam, on kiwną głową i ruszył do pokoju
nauczycielskiego. Wyszłam ze szkoły. Przy murze stał mój młodszy
brat. Zawsze gdy kończył wcześniej przychodził i czekał na mnie,
by razem wrócić do domu.
- Cześć. Co ty taki
wesoły? – zaśmiałam się, stając obok niego.
- Cieszę się, bo trener
nam dziś powiedział, że na jutrzejszym treningu będziemy mieć
kogoś z Esapanyolu. Chodzą po szkołach, klubach i szukają, żeby
kogoś z werbować do młodzików. Mam nadzieję, że ojcu znów coś
nie odwali i będę mógł pójść na trening. – mówił z
błyskiem w oku.
- To wspaniale! Uwierz, ja
się o to postaram, żebyś poszedł. – uśmiechnęłam się i
klepnęłam go w ramię. – Chodźmy.
Pilar, druga żona naszego ojca,
jak zwykle była w pracy. A ojciec? Jego też nie było. Zapewne, jak
zawsze siedzi gdzieś ze swoimi koleżkami i piją. Chino wyszedł na
trening, przed którym strasznie się denerwował. Zostałam sama w
mieszkaniu. Usiadłam przy stole w kuchni z gorącą herbatą,
szkicownikiem miękkim ołówkiem. Kilka kresek i nie zorientowałam
się kiedy na czystej kartce powstał zarys twarzy. Wyraźne rysy.
Można rozpoznać kto to. I sama nie wiem dlaczego właśnie
narysowałam jego. Wtedy znów przypomniała mi się sytuacja sprzed
tygodnia. Później nawet mu nie podziękowałam. I tak go pewnie już
nie spotkam, nawet żeby mu powiedzieć dziękuję.
Usłyszałam trzask przekręcającego
się zamka w drzwiach. Po chwili w progu kuchni stanął ojciec,
trzymając się framugi.
- Oooo, córeczka! –
usłyszałam i od razu przewróciłam oczami. Odłożyłam kubek do
zlewu.
- Nie będę z tobą
rozmawiać. Pijany jesteś. – odpowiedziałam i złożyłam swoje
rzeczy, gdy ten usiadł na krześle. Wyszłam do korytarza i
spakowałam rzeczy do swojej ulubionej torby.
- Gdzie ty się wybierasz?
– zawołał, wstając.
- Wychodzę.
- Pytam gdzie!
- Nie powinno cię to
interesować. – burknęłam i wyszłam z mieszkania. Wychodziłam z
klatki, kiedy zauważyłam, przetaczając się, wybiegł za mną.
- Nigdzie nie idziesz! –
wyplątał i złapał mnie za ramię.
- Zostaw mnie! –
krzyknęłam.
- Masz się słuchać
ojca! – zawołał. – Zostajesz.
- Nic nie muszę! –
wyrwałam się mu i wpadłam na kogoś, kto stanął za mną.
- Wszystko w porządku? –
zapytał, a ja dalej stałam odwrócona do niego tyłem.
- Masz wrócić na górę!
– zaczął krzyczeć ze swoim pijackim akcentem i znów chwycił
mnie za ramię.
- Niech pan ją zostawi,
dobrze? – wtrącił nieznajomy, odciągając mnie lekko od ojca.
- Co? To twój gach?
Puszczasz się? – ryknął i wtedy dostałam od niego w policzek.
Nie zdążyłam zareagować kiedy mój obrońca uderzył, ledwo
trzymającego się na nogach mojego ojca. Upadł.
- Prosiłem żeby ją pan
zostawił. – powiedział pewnie. Ojciec pozbierał się i coś
mamrocząc pod nosem wrócił do budynku. Wtedy chłopak się
odwrócił i mogłam zobaczyć jego twarz. Stanęłam jak wmurowana.
Znów go widzę. Praktycznie znów zabawił się w mojego wybawcę. –
Wszystko w porządku? – zapytał opiekuńczo, patrząc mi w oczy.
- T…tak. – wydukałam.
- Możemy porozmawiać? –
zapytał od razu, a ja skinęłam głową. Ruszyliśmy przed siebie.
Chłopak przystanął przy sportowym samochodzie. – Tak właściwie
to mam na imię Thiago. – wyciągnął do mnie swoją dłoń.
- Leo. – uścisnęłam
dłoń, a jego mina mówiła, że się zdziwił. – Leonor. –
zaśmiałam się. – Wiem kim jesteś. Wielki Messi Junior, o którym
z resztą, ostatnio było dość głośno. – powiedziałam
ironicznie.
- No właśnie, między
innymi o tym chciałem porozmawiać…
- Ale co ja mam z tym
wspólnego? – nie rozumiałam.
- Mam prosto z mostu, czy
owinąć w bawełnę? – przymrużył oczy.
- Poprosiłabym najlepiej
jasno, bo na razie się zastanawiam, co ty tu robisz?!
- To co piszą to poniekąd
prawda. – podrapał się po czubku głowy. – Lubię imprezował i
się zabawić. Trenerzy mówią, że się przez to opuszczam na
treningach, a rodzice siedzą mi na głowie i jęczą, że mam to
wszystko zmienić.
- Może dlatego, że się
martwią o ciebie i twoją przyszłość? – zapytałam.
- Wszyscy mi to mówią,
ale… Ojciec odciął mnie od moich kont, zabrał pozostałe
samochody i ciągle obserwuje. Razem z przyjaciółmi wpadliśmy na
pomysł, żeby podstawić kogoś jako moją dziewczynę, ale nie byle
jaką. – tłumaczył.
- Ok, ale… - zaczęłam,
a ten od razu mi przerwał.
- Nie znam cię, ale nie
wyglądasz na pustą dziewczynę, a na normalną i ułożoną.
- Dzięki! – podniosłam
głos i już miałam odchodzić, ale złapał mnie za ramię.
- Proszę, pomóż mi. –
spojrzałam na niego, a ten zrobił minę biednego psiaka. Dlaczego
zawsze w takich momentach szkoda mi ludzi?! – Zapłacę ci jak
tylko odzyskam swoje pieniądze. – dodał.
- Nie chcę twoich
pieniędzy. – rzuciłam z pogardą. – Nie wszystko da się kupić.
– poruszyłam się.
- Leo, proszę, pomożesz
mi? – zapytał ponownie.
W tym miejscu zawsze czułam się
bezpiecznie. Istniały tylko dwa takie miejsca, gdzie mogłam
spokojnie pomyśleć i przypomnieć sobie matkę. Jednym był
cmentarz, a drugim to, gdzie teraz przebywam. Ławeczka tuż obok
Camp Nou i Ciutat Esportiva, ona zawsze przypomina mi o spacerach, na
które zawsze mama zabierała mnie i Chino. Zawsze tu
przesiadywaliśmy, ja robię to nadal.
Był już późny wieczór, a
jedynym oświetleniem były lampy, stojące wokół. Myślałam
przede wszystkim o sytuacji w domu i prośbie młodego piłkarza.
Odpowiedziałam mu, że muszę się zastanowić i wtedy mu dam znać.
Zostawił swój numer i odjechał.
Gdy wróciłam do mieszkania, ojciec
spał, więc miałam trochę spokoju. Chino wrócił z treningu cały
w skowronkach. Łowca z Espanyolu zaproponował jemu i jeszcze dwóm
chłopakom treningi z klubowymi młodzikami. Musiał mieć tylko
podpis ojca na zgodzie.
Ojciec gdy obudził się
wieczorem był na olbrzymim kacu. Chino zaczął z nim rozmawiać o
tym wszystkim, ale ten zrobił wielką awanturę o byle co. Zaczął
szarpać własnego syna, ale ja stanęłam w jego obronie. Takim oto
sposobem mam teraz mocne sińce na nadgarstkach i rozcięty łuk
brwiowy. Przez tego człowieka wszyscy cierpimy. Nie raz pobił
Pilar, ja też nie raz dostałam, a mój brat nie może spełnić
marzeń bez podpisu tego potwora. Pilar nie może tego zrobić, bo
nie jest naszym prawnym opiekunem, a ja nie skończyłam jeszcze
osiemnastu lat. Jednak już za niedługo znajdę pracę, mieszkanie i
zabieram ze sobą Chino. Za równe dwa tygodnie będę już
pełnoletnia, więc zabiorę ojcu prawa do Młodego i pożegnamy się
z nim już tak raz na zawsze.
Po tej awanturze oboje z Chino
wybiegliśmy z domu. Zawsze uciekaliśmy do mojej przyjaciółki
Dulce, która za razem była dziewczyną mojego brata. Na początku
jakby ukrywali się z tym przede mną, ale sama się domyśliłam.
Młody jest od niej o dwa lata młodszy. No i co z tego? Jeżeli się
kochają to nie będę im stawać na drodze do szczęścia. Tym razem
się rozdzieliliśmy, bo potrzebowałam ciszy, by w spokoju pomyśleć.
Ja poszłam w swoją stronę, a Chino w swoją.
Siedziałam na brązowej,
drewnianej ławce, skulona z podciągniętymi kolanami do klatki
piersiowej. Opuściłam głowę i gorzko zapłakałam.
- Co się stało? –
usłyszałam. Lekko podniosłam wzrok i zauważyłam, kucającego
przede mną tego, który ostatnio ratuje mnie z każdej opresji.
Odgarnął włosy opadające na moją lewą stronę twarzy i jakby
sam się przestraszył. – Leo, kto ci to zrobił? – zapytał, ale
tylko odwróciłam głowę. – Chodź. – wstał i wyciągnął ku
mnie swoją dłoń. Spojrzałam na niego niepewnie. – Chcę ci
pomóc. – dodał, a ja chwyciłam za jego dłoń, wstałam i
poszłam zanim do jego samochodu. – Powinienem cię zawieść na
pogotowie, żeby to zobaczyli, a później na policję, by zgłosić
pobicie. – mówił podenerwowany.
- Nie! Ani tu, ani tu!
Proszę cię! – zareagowałam od razu.
- Dlaczego?
- To nic takiego,
naprawdę. – wyszeptałam.
- To twój ojciec, tak? –
wypalił z tym pytaniem, a ja spuściłam wzrok. Od tego momentu
zapadła cisza, do czasu gdy Thiago zaparkował samochód pod dużym
domem, na obrzeżach miasta, całkiem niedaleko morza. Zaprosił mnie
do środka i od razu zaprowadził do kuchni. Posadził na krześle i
sięgnął do szafki po apteczkę. Usiadł naprzeciw, wziął gazę
nasączoną wodą utlenioną, odgarnął moje włosy i zaczął
oczyszczać ranę nad moim okiem. Przy pierwszym kontakcie z gazą,
zasyczałam, bo naprawdę mocno zapiekło. – Przepraszam, ale musi
troszkę popiec. – wypowiedział, patrząc mi prosto w oczy. –
Nie rozumiem jak można tak traktować kobiety, a co dopiero swoją
własną córkę. – pokręcił głową.
- Jestem już do tego
przyzwyczajona. – powiedziałam cicho.
- Jak to przyzwyczajona?!
- Normalnie. Gdy mama
umarła, ojciec uciekł do alkoholu i zaczęło się to wszystko.
Siedzieliśmy cicho z bratem, bo nie chcieliśmy trafić do domu
dziecka.
- Nie wrócisz tam. –
powiedział pewnie, przyklejając plaster do mojej brwi.
- Thiago muszę. Po
pierwsze, nie mogę zostawić brata, po drugie nie mam gdzie pójść,
a po trzecie i najważniejsze, nie mam jeszcze skończonych
osiemnastu lat. – westchnęłam.
- Możesz zostać tu. Twój
brat też. – powiedział.
- Przestań. Poradzę
sobie. – odparłam.
- Chcę tylko pomóc.
- Ciągle mi pomagasz.
Gdyby nie ty, to pewnie już w zeszłym tygodniu bym nie żyła albo
leżała w jakimś szpitalu.
- Może gdzieś tam,
dawno, dano mi za zadanie być twoim aniołem stróżem? – puścił
do mnie oczko, wywołując lekki uśmiech na mojej twarzy, pierwszy
od kilku dobrych godzin.
- Pomogę ci. –
wyszeptałam.
- Co? – zapytał
zdezorientowany.
- To o co mnie przedtem
prosiłeś. Pomogłeś mi, więc ja spróbuję pomóc tobie. Miejmy
nadzieję, że uda ci się odzyskać zaufanie ojca i pieniądze.
- Leo! Jesteś wielka! –
przytulił mnie mocno. – Dziękuję. – szepnął.
- W porządku. Odwiózłbyś
mnie?
- Że teraz? Nie ma mowy.
Teraz to już na bank zostajesz u mnie, a jeżeli zobaczę w pobliżu
ciebie twojego ojca, to obiecuję, że nie ręczę za siebie.
- No, ale Thiago…
- Nie ma żadnego no
ale. Dziś zostajesz tu, a jutro możemy pojechać po twoje
rzeczy i brata. – uśmiechnął się. – A tak właściwie…
Powiedziałaś, że jeszcze nie skończyłaś osiemnastu lat. Wiem,
że kobiet o wiek się nie pyta, ale…
- Siedemnaście, ale za
dwa tygodnie mam osiemnaste urodziny. – przerwałam mu, a on skinął
głową.
- Jeszcze raz dziękuję.
– dodał. – Chodź, pokażę ci twój pokój.