[Leonor]
Podczas obiadu padało mnóstwo
różnorakich pytań. W pewnym momencie Thiago zaczął zachwalać
mój talent, którego nie mam... Że ładnie szkicuję i tak dalej.
Było nawet w porządku. Rodzice Thiago byli mili i dobrze się z
nimi rozmawiało. Później padło pytanie o moich rodziców...
Odpowiedziałam prawdę. Moja mama nie żyje, a ojciec żyje w swoim
świecie... Powiedziałam też o sytuacji z moim bratem... Taka była
prawda. Przez to nastał lekko niezręczny moment.
- Ale mogę dodać, że mama Leonor była wielką fanką piłki i twoją, tato - zaśmiał się Thiago. - To stąd imię Leo, a nawet data urodzin, w ten piątek - uśmiechał się, a ja spojrzałam na niego błagalnie. - No co? Taka prawda!
- Czyli ty też lubisz piłkę? - zapytał Lionel.
- Bardzo. Właśnie przez mamę kibicuję Barcelonie, a mój brat gra. Właśnie niedawno udało mu się dostać do młodzików Espanyolu - poprawił mi się lekko humor.
- I będzie pykał sobie elegancko z naszym Tomasem - wyszczerzył się młodszy Messi.
- Daj mu może dorosnąć? - zaśmiałam się.
- A ile lat ma twój brat? - zapytała Antonella.
- Szesnaście - odparłam.
- O, to o rok starszy od Celii - spojrzała na swoją córkę i od razu spiorunowała ją wzrokiem, bo pisała SMS, a według jej matki telefon przy stole był surowo zakazany.
- Jeżeli jest dobry to zawsze mógł spróbować w Juvenilu - zauważył trener reprezentacji Argentyny.
- Dla niego to już jest frajda, że docenili go w Espanyolu.
- Ale jeżeli faktycznie chłopak ma potencjał to trzeba zagadać do trenerów z Barcelony żeby mieli na niego oko - mówił Lionel.
- Naprawdę, dziękuję - uśmiechnęłam się pod nosem.
- My tu gadu, gadu, a w kuchni czeka deser - wtrąciła kobieta, wstając od stołu i zbierając talerze.
- Ja pani pomogę - zaoferowałam się od razu, wstając i zabierając talerz swój i Thiago. Każdy tam był dla mnie miły i naprawdę było mi tam dobrze. Taka normalna rodzina, której mi brakowało, do której bym wracała na niedzielne obiadki, której opowiadałabym co się dzieje moim życiu. Lionel i Antonella byli naprawdę ciepłymi osobami i aż dziwo, że ich syn wyrósł na takiego gagatka.
- Dziękujemy za zaproszenie - uśmiechnęłam się, gdy staliśmy już przy drzwiach.
- Możecie wpadać kiedy tylko zechcecie - Antonella machnęła ręką. - I teraz mamy nadzieję widywać częściej naszego syna - puściła do nas oczko.
- Ja tam go widuję wystarczająco często - westchnęła teatralnie Celia.
- Ja w twoim wieku cieszyłem się, że zobaczę swoje rodzeństwo - Lionel pokręcił głową.
- Bo wtedy tato, byłeś sam z dziadkiem w Barcelonie, a wujkowie i ciocia z babcią mieszkali na innym kontynencie - przewróciła oczami.
- Młoda nie filozofuj już tak - zaśmiał się 'mój chłopak'. - My już uciekamy, bo nie chcę się spóźnić.
- Leo ma naprawdę dobry wpływ na Thiago, bo po raz pierwszy od dłuższego czasu słyszę, że on się nie chce gdzieś spóźnić! - śmiała się jego matka.
- Tak, bardzo zabawne - westchnął chłopak. Pożegnaliśmy się z nimi i wyszliśmy. - I jak? Jesteś cała i zdrowa? Nie pogryźli cię może? - zaśmiał się gdy byliśmy już obok jego samochodu.
- Są w porządku - skinęłam głową.
- Masz rację, są. Tylko ja trochę spieprzyłem - uśmiechnął się lekko i otworzył mi drzwi od strony pasażera, a gdy miałam już wsiadać, on po prostu pocałował mnie w policzek. - Ojciec stoi w oknie - powiedział cicho z uśmiechem, dla niepoznaki. Zamknął za mną drzwi i sam obszedł samochód.
- Ale mogę dodać, że mama Leonor była wielką fanką piłki i twoją, tato - zaśmiał się Thiago. - To stąd imię Leo, a nawet data urodzin, w ten piątek - uśmiechał się, a ja spojrzałam na niego błagalnie. - No co? Taka prawda!
- Czyli ty też lubisz piłkę? - zapytał Lionel.
- Bardzo. Właśnie przez mamę kibicuję Barcelonie, a mój brat gra. Właśnie niedawno udało mu się dostać do młodzików Espanyolu - poprawił mi się lekko humor.
- I będzie pykał sobie elegancko z naszym Tomasem - wyszczerzył się młodszy Messi.
- Daj mu może dorosnąć? - zaśmiałam się.
- A ile lat ma twój brat? - zapytała Antonella.
- Szesnaście - odparłam.
- O, to o rok starszy od Celii - spojrzała na swoją córkę i od razu spiorunowała ją wzrokiem, bo pisała SMS, a według jej matki telefon przy stole był surowo zakazany.
- Jeżeli jest dobry to zawsze mógł spróbować w Juvenilu - zauważył trener reprezentacji Argentyny.
- Dla niego to już jest frajda, że docenili go w Espanyolu.
- Ale jeżeli faktycznie chłopak ma potencjał to trzeba zagadać do trenerów z Barcelony żeby mieli na niego oko - mówił Lionel.
- Naprawdę, dziękuję - uśmiechnęłam się pod nosem.
- My tu gadu, gadu, a w kuchni czeka deser - wtrąciła kobieta, wstając od stołu i zbierając talerze.
- Ja pani pomogę - zaoferowałam się od razu, wstając i zabierając talerz swój i Thiago. Każdy tam był dla mnie miły i naprawdę było mi tam dobrze. Taka normalna rodzina, której mi brakowało, do której bym wracała na niedzielne obiadki, której opowiadałabym co się dzieje moim życiu. Lionel i Antonella byli naprawdę ciepłymi osobami i aż dziwo, że ich syn wyrósł na takiego gagatka.
- Dziękujemy za zaproszenie - uśmiechnęłam się, gdy staliśmy już przy drzwiach.
- Możecie wpadać kiedy tylko zechcecie - Antonella machnęła ręką. - I teraz mamy nadzieję widywać częściej naszego syna - puściła do nas oczko.
- Ja tam go widuję wystarczająco często - westchnęła teatralnie Celia.
- Ja w twoim wieku cieszyłem się, że zobaczę swoje rodzeństwo - Lionel pokręcił głową.
- Bo wtedy tato, byłeś sam z dziadkiem w Barcelonie, a wujkowie i ciocia z babcią mieszkali na innym kontynencie - przewróciła oczami.
- Młoda nie filozofuj już tak - zaśmiał się 'mój chłopak'. - My już uciekamy, bo nie chcę się spóźnić.
- Leo ma naprawdę dobry wpływ na Thiago, bo po raz pierwszy od dłuższego czasu słyszę, że on się nie chce gdzieś spóźnić! - śmiała się jego matka.
- Tak, bardzo zabawne - westchnął chłopak. Pożegnaliśmy się z nimi i wyszliśmy. - I jak? Jesteś cała i zdrowa? Nie pogryźli cię może? - zaśmiał się gdy byliśmy już obok jego samochodu.
- Są w porządku - skinęłam głową.
- Masz rację, są. Tylko ja trochę spieprzyłem - uśmiechnął się lekko i otworzył mi drzwi od strony pasażera, a gdy miałam już wsiadać, on po prostu pocałował mnie w policzek. - Ojciec stoi w oknie - powiedział cicho z uśmiechem, dla niepoznaki. Zamknął za mną drzwi i sam obszedł samochód.
Weszliśmy do domu, a on od razu
chwycił za swoją torbę.
- Poczekaj na mnie minutę, dobrze? Chcę zmienić bluzkę na wygodniejszą. - zawołałam i ruszyłam w kierunku schodów na górę.
- Jednak chcesz jechać na mecz? - zmarszczył brew, ale widać też było, że się cieszy.
- Oczywiście. Przecież nie mogłabym przegapić okazji by zobaczyć cię w akcji. - puściłam do niego oczko z uśmiechem, a ten automatycznie się zerwał jak poparzony, odłożył torbę, złapał mnie za dłoń i pociągnął za sobą na górę. Nie wiedziałam o co mu może chodzić. Zostawił mnie na korytarzu i wpadł do swojej sypialni. Po dosłownie kilku sekundach, wyszedł, trzymając w dłoni swój bordowo-granatowy trykot.
- Tak sobie pomyślałem, że może chciałabyś ją założyć - mówił, patrząc na mnie. Wzięłam ją do ręki i rozłożyłam. Na plecach widniała osiemnastka i Messi.
- Założę - skinęłam głową i pocałowałam go w policzek. Nie wiem czy chciałam mu tym sprawić przyjemność, ale zrobiłam to automatycznie, bez kontrolowania. Weszłam do pokoju i przebrałam ją. Była lekko za luźna, ale lubiłam takie. Zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie Thiago.
- Wyglądasz świetnie - powiedział z uśmiechem. - Ale nie wolałabyś poczekać? Do meczu jest jeszcze sporo czasu, a mogę poprosić Lię by wpadła po ciebie.
- Nie trzeba. I tak nie mam nic do roboty, a z chęcią posiedzę tam na stadionie i poczekam.
- Jak sobie życzysz - skinął głową.
- Poczekaj na mnie minutę, dobrze? Chcę zmienić bluzkę na wygodniejszą. - zawołałam i ruszyłam w kierunku schodów na górę.
- Jednak chcesz jechać na mecz? - zmarszczył brew, ale widać też było, że się cieszy.
- Oczywiście. Przecież nie mogłabym przegapić okazji by zobaczyć cię w akcji. - puściłam do niego oczko z uśmiechem, a ten automatycznie się zerwał jak poparzony, odłożył torbę, złapał mnie za dłoń i pociągnął za sobą na górę. Nie wiedziałam o co mu może chodzić. Zostawił mnie na korytarzu i wpadł do swojej sypialni. Po dosłownie kilku sekundach, wyszedł, trzymając w dłoni swój bordowo-granatowy trykot.
- Tak sobie pomyślałem, że może chciałabyś ją założyć - mówił, patrząc na mnie. Wzięłam ją do ręki i rozłożyłam. Na plecach widniała osiemnastka i Messi.
- Założę - skinęłam głową i pocałowałam go w policzek. Nie wiem czy chciałam mu tym sprawić przyjemność, ale zrobiłam to automatycznie, bez kontrolowania. Weszłam do pokoju i przebrałam ją. Była lekko za luźna, ale lubiłam takie. Zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie Thiago.
- Wyglądasz świetnie - powiedział z uśmiechem. - Ale nie wolałabyś poczekać? Do meczu jest jeszcze sporo czasu, a mogę poprosić Lię by wpadła po ciebie.
- Nie trzeba. I tak nie mam nic do roboty, a z chęcią posiedzę tam na stadionie i poczekam.
- Jak sobie życzysz - skinął głową.
Gdy zajechaliśmy na podziemny parking,
zauważyliśmy tam Valerię, Lię oraz Tomasa. Podeszliśmy do nich i
przywitaliśmy. Thiago od razu ruszył dalej, a tamci tylko patrzyli
kiedy zniknie w windzie.
- Stało się coś? - zdziwiłam się.
- Stary Valdes z Dylanem rozmawiają z trenerem Barcy B - skrzywiła się Lia.
- Zamknęli się w gabinecie - dodał Messi.
- Kai wie? - zapytałam.
- Myślę, że nikt nie wie. Zauważyłam to przez przypadek jak wracałam od ojca z biura, bo zapomniał papierów. - wytłumaczyła Valeria.
- Będzie miał przypał - dorzuciła Fabregas.
- Nie zdziwiłbym się gdyby dziś nie zagrał - westchnął chłopak.
- Nie kracz może - powiedziała od razu Val. - Przez te wakacje, krótkie, bo krótkie dla piłkarzy musimy go jakoś ogarnąć - westchnęła.
- Valeria ma rację. Milan sobie poradził, Thiago sobie jakoś radzi - zaakcentowałam. - Kai też musi zacząć.
- Racja, ale chodźmy może gdzieś indziej, bo tu się zaczyna robić duży ruch - odezwał się Argentyńczyk, bo właśnie na parking zajechały dwa nowe samochody. Ruszyliśmy w stronę windy, a potem trybun.
Przed samym meczem pojawił się mój brat razem z Dulce, a za nimi Nathan, którzy mieli miejsce obok nas, a przed samym gwizdkiem, na dotychczas pustych miejscach w rzędzie przed nami, usiedli Valdes oraz Valdes JR. Widać było, że Victor zadowolony nie jest, a Dylan jedynie uśmiechnął się lekko do nas.
- Stało się coś? - zdziwiłam się.
- Stary Valdes z Dylanem rozmawiają z trenerem Barcy B - skrzywiła się Lia.
- Zamknęli się w gabinecie - dodał Messi.
- Kai wie? - zapytałam.
- Myślę, że nikt nie wie. Zauważyłam to przez przypadek jak wracałam od ojca z biura, bo zapomniał papierów. - wytłumaczyła Valeria.
- Będzie miał przypał - dorzuciła Fabregas.
- Nie zdziwiłbym się gdyby dziś nie zagrał - westchnął chłopak.
- Nie kracz może - powiedziała od razu Val. - Przez te wakacje, krótkie, bo krótkie dla piłkarzy musimy go jakoś ogarnąć - westchnęła.
- Valeria ma rację. Milan sobie poradził, Thiago sobie jakoś radzi - zaakcentowałam. - Kai też musi zacząć.
- Racja, ale chodźmy może gdzieś indziej, bo tu się zaczyna robić duży ruch - odezwał się Argentyńczyk, bo właśnie na parking zajechały dwa nowe samochody. Ruszyliśmy w stronę windy, a potem trybun.
Przed samym meczem pojawił się mój brat razem z Dulce, a za nimi Nathan, którzy mieli miejsce obok nas, a przed samym gwizdkiem, na dotychczas pustych miejscach w rzędzie przed nami, usiedli Valdes oraz Valdes JR. Widać było, że Victor zadowolony nie jest, a Dylan jedynie uśmiechnął się lekko do nas.
[Thiago]
Wróciliśmy z rozgrzewki przed
meczem i usiedliśmy wszyscy w szatni, czekając na trenera, który
miał podać pierwszą jedenastkę na mecz. Rozmawialiśmy i
śmialiśmy się do momentu kiedy w końcu przyszedł trener, wtedy
wszyscy ucichli. Podszedł do tablicy i zaczął przyklejać na
magnesach dzisiejszy skład.
- Lewe skrzydło w ataku Tello, środek Messi i na prawo Davi - powiedział na głos, a ja wtedy spojrzałem najpierw na młodego Tello i później na da Silvę. Coś w tym było, bo tata mi powtarzał, że jemu samemu dobrze się grało w ataku z ich ojcami. - Dominguez, Leal i Goyo, Navas, Pique, Malave, Sosa no i w bramce dziś Tomo - spojrzał na naszego rezerwowego bramkarza, a wszystkich dosłownie wcięło. Czemu nie Kai?
- Coś jest chyba na rzeczy - mruknął Milan, siedzący obok mnie.
- Na pewno. Musiał wczoraj kretyn zabalować - szepnąłem. Trener zaczął mówić o przeciwniku i taktyce na ten mecz. Gdy skończył, zauważyliśmy, że Kai podchodzi do selekcjonera i odciąga go na osobności. Pyta o coś, zapewne o to czemu nie gra, a tamten zaczyna mu tłumaczyć. Naprawdę niepokrzepiający widok.
- Kai, co się dzieje?! - razem z Milanem zaczepiliśmy przyjaciela, gdy staliśmy już w tunelu, a wkurzony Valdes kierował się na ławkę.
- Nic się nie dzieje - mruknął.
- Więc powiedz dlaczego nie grasz - ciągnąłem.
- Potrąciłem dziewczynę. - szepnął.
- Co?! - krzyknęliśmy obaj, a wtedy każda para oczu została skierowana na nas.
- Zamknijcie się może, co?! - warknął. - Jechałem rano na kacu i nie zdążyłem wyhamować na przejściu.
- Ale żyje? - zapytał Pique.
- Powiedziałem, że potrąciłem, a nie zabiłem, tęgi umyśle - wykrzywił się do obrońcy. - Karetka, policja... Złożyłem zeznania i dzięki wpływom tatusia nikt o niczym nie wie i ja nie siedzę w areszcie.
- A co z nią? Coś poważnego?
- Nie wiem, jakoś mało mnie to interesuje. Grunt, że żyje.
- Ale ty jesteś pojebany - skomentowałem. - Normalny człowiek by tam siedział i czekał na informacje, co i jak - pokręciłem głową.
- Najwyraźniej taki jestem - warknął i ruszył do wyjścia, bo za nami pojawił się trener.
Jako kapitan Barcelony B, szedłem pierwszy z proporczykiem. Hymny, powitanie i losowanie połów. To były takie nasze gran derby, pomiędzy rezerwami Barcelony i Realu. Ustawiłem się na swojej pozycji i zanim usłyszeliśmy rozpoczynający gwizdek, zdążyłem jeszcze zerknąć w kierunku trybun. Widziałem swojego kuzyna, Chino, Dulce, Valerię, dziewczynę Milana, Nathana i Leo, która miała na sobie moją koszulkę. Uśmiechała się i rozmawiała o czymś z dziewczynami.
- Lewe skrzydło w ataku Tello, środek Messi i na prawo Davi - powiedział na głos, a ja wtedy spojrzałem najpierw na młodego Tello i później na da Silvę. Coś w tym było, bo tata mi powtarzał, że jemu samemu dobrze się grało w ataku z ich ojcami. - Dominguez, Leal i Goyo, Navas, Pique, Malave, Sosa no i w bramce dziś Tomo - spojrzał na naszego rezerwowego bramkarza, a wszystkich dosłownie wcięło. Czemu nie Kai?
- Coś jest chyba na rzeczy - mruknął Milan, siedzący obok mnie.
- Na pewno. Musiał wczoraj kretyn zabalować - szepnąłem. Trener zaczął mówić o przeciwniku i taktyce na ten mecz. Gdy skończył, zauważyliśmy, że Kai podchodzi do selekcjonera i odciąga go na osobności. Pyta o coś, zapewne o to czemu nie gra, a tamten zaczyna mu tłumaczyć. Naprawdę niepokrzepiający widok.
- Kai, co się dzieje?! - razem z Milanem zaczepiliśmy przyjaciela, gdy staliśmy już w tunelu, a wkurzony Valdes kierował się na ławkę.
- Nic się nie dzieje - mruknął.
- Więc powiedz dlaczego nie grasz - ciągnąłem.
- Potrąciłem dziewczynę. - szepnął.
- Co?! - krzyknęliśmy obaj, a wtedy każda para oczu została skierowana na nas.
- Zamknijcie się może, co?! - warknął. - Jechałem rano na kacu i nie zdążyłem wyhamować na przejściu.
- Ale żyje? - zapytał Pique.
- Powiedziałem, że potrąciłem, a nie zabiłem, tęgi umyśle - wykrzywił się do obrońcy. - Karetka, policja... Złożyłem zeznania i dzięki wpływom tatusia nikt o niczym nie wie i ja nie siedzę w areszcie.
- A co z nią? Coś poważnego?
- Nie wiem, jakoś mało mnie to interesuje. Grunt, że żyje.
- Ale ty jesteś pojebany - skomentowałem. - Normalny człowiek by tam siedział i czekał na informacje, co i jak - pokręciłem głową.
- Najwyraźniej taki jestem - warknął i ruszył do wyjścia, bo za nami pojawił się trener.
Jako kapitan Barcelony B, szedłem pierwszy z proporczykiem. Hymny, powitanie i losowanie połów. To były takie nasze gran derby, pomiędzy rezerwami Barcelony i Realu. Ustawiłem się na swojej pozycji i zanim usłyszeliśmy rozpoczynający gwizdek, zdążyłem jeszcze zerknąć w kierunku trybun. Widziałem swojego kuzyna, Chino, Dulce, Valerię, dziewczynę Milana, Nathana i Leo, która miała na sobie moją koszulkę. Uśmiechała się i rozmawiała o czymś z dziewczynami.
[Leonor]
Pierwsza połowa była...
Nudna! Nawet nasi trzej eksperci - Nathan, Chino i Tomas tak
stwierdzili. Tak jakby wszyscy na tym boisku spali. I drużyny z
Barcelony i z Madrytu. Podczas przerwy my poszłyśmy do łazienki,
jak to zazwyczaj dziewczyny, a trójka z części męskiej do
sklepiku, bo 'jak nadal mają tak grać to przynajmniej będziemy
mieć jakąś przegryzkę' jak to ujął Tomi.
Gdy wróciłyśmy na swoje
miejsca, chłopcy już siedzieli i każdy z nich trzymał po dużej
paczce chipsów. Normalnie jak dzieci.
Druga połowa zaczęła się już
ciekawiej, bo Real zaczął psocić na niekorzyść Barcelony. Mieli
większe posiadanie piłki, co wcale nas nie cieszyło. Madrycki
napastnik biegł z piłką przy nogach, wykiwał dwóch obrońców i
biegł sam na sam z Tomo. Nagle za nim pojawił się Milan i podciął
go od tyłu. Napastnik legł jak długi. Gwizdek, żółta kartka dla
Pique i karny dla Realu. Spojrzałam na Thiago. Stał z dłońmi na
biodrach i nerwowo przygryzł wargę, a młody Tello coś do niego
mówił. Madridista podszedł i ustawił sobie piłkę na jedenastym
metrze od bramki, a my aż wstaliśmy, tak samo jak rezerwy obu
drużyn. Gwizdek, strzał - NIE MA GOLA! Młody Katalończyk
obronił!
- Coś mi się zdaje, że
Kai będzie musiał sporo się napracować jeżeli chce od przyszłego
sezonu grać w pierwszym składzie, a o seniorskiej drużynie to
nawet nie wspomnę - Tomi machnął ręką.
- Ale ty mu lubisz
dogadywać - zaśmiałam się.
- Takie już jego
usposobienie - Valeria westchnęła teatralnie.
- Na pewno! - mruknął
Messi i pokazał język Inieście. Wiem, że oni się przyjaźnią,
ale i tak mi coś nie pasowało, bo czasami widywałam, że jedno
zerka na drugiego. I to nie raz ich na tym złapałam! Poczekamy,
zobaczymy!
Czas ciągle gonił, a na
tablicy nadal widniał wynik 0:0. 85... 86... 87... 88... 89... 90...
I boczny arbiter pokazał, że dodane zostały dwie minuty do
spotkania, ale co z tego, jeżeli piłka nadal sennie odbijała się
od jednego do drugiego.
Minuta do końca spotkania, a
tam... O dziwo coś się zaczęło dziać! Akcja pomiędzy dwoma
pomocnikami, potem podanie do Daviego, ten z powrotem do Leala, a ten
wysoko nad linią obrony, gdzie nagle znikąd pojawił się Thiago i
wpakował piłkę do brami z główki. Katalończycy na boisku
zaczęli świrować ze szczęścia, ale tak samo my na trybunach.
Zaczęłam tulić się z dziewczynami i kątem oka zerknęłam na
duży telebim.
- Patrz co on robi! -
pisnęła Dulce. Ja oniemiałam. Biegł, a z palców ułożył
literkę "L" i przyłożył sobie do ust.
- Plagiat! - zawołała
roześmiana Lia. - Skopiował to od mojego ojca - zaśmiała się i
mnie przytuliła. - Ale wybaczam - wyszczerzyła się do mnie, a ja
nadal stałam jak ten słup soli. Przecież równie dobrze mógł
tego gola zadedykować swojemu ojcu, prawda?
***
Odpowiedź do komentarzy spod ostatniego rozdziału:
W jednym momencie wydawało mi się to zabawne, w drugim to ignorowałam, a w trzecim muszę przyznać, że poczułam się urażona, bo wywnioskowałam porównanie siebie do zwierzęcia. Po prostu jest mi przykro, że taka mała wojna na komentarze miała tu miejsce.
W jednym momencie wydawało mi się to zabawne, w drugim to ignorowałam, a w trzecim muszę przyznać, że poczułam się urażona, bo wywnioskowałam porównanie siebie do zwierzęcia. Po prostu jest mi przykro, że taka mała wojna na komentarze miała tu miejsce.
Racja, niektórzy mogą napisać rozdział w półtora godziny, dodawać co
kilka dni albo nawet i codziennie. Ja do takich osób nie należę. Pisząc
rozdział, zawsze staram się żeby wyszedł on jak najlepiej, co nie zawsze
wychodzi, ale to normalne. To ile piszę jeden rozdział zależy od jego
przewidywanej przeze mnie długości i od tego co chcę by w nim się
znalazło. Potrzebuję do tego czasu, weny i pomysłu na dany rozdział czy
całe opowiadanie. Wena czy pomysł, one same przychodzą lub są inspirowane czymś, gorzej z czasem. Mamy rok szkolny i chyba każdy, w
każdej szkole ma taki czas, kiedy raz ma natłok nauki, a czasem ma luzy.
To co miało miejsce pod ostatnim rozdziałem wcale nie zachęciło mnie do częstszego dodawania postów i będzie tak jak było. Rozdział pojawi się wtedy, kiedy go napiszę.
I to chyba na tyle, Coppernicana.
To co miało miejsce pod ostatnim rozdziałem wcale nie zachęciło mnie do częstszego dodawania postów i będzie tak jak było. Rozdział pojawi się wtedy, kiedy go napiszę.
I to chyba na tyle, Coppernicana.
Ps. "L" w wersji mini ^^