sobota, 23 listopada 2013

8. Gol

[Leonor]

  Podczas obiadu padało mnóstwo różnorakich pytań. W pewnym momencie Thiago zaczął zachwalać mój talent, którego nie mam... Że ładnie szkicuję i tak dalej. Było nawet w porządku. Rodzice Thiago byli mili i dobrze się z nimi rozmawiało. Później padło pytanie o moich rodziców... Odpowiedziałam prawdę. Moja mama nie żyje, a ojciec żyje w swoim świecie... Powiedziałam też o sytuacji z moim bratem... Taka była prawda. Przez to nastał lekko niezręczny moment.
   - Ale mogę dodać, że mama Leonor była wielką fanką piłki i twoją, tato - zaśmiał się Thiago. - To stąd imię Leo, a nawet data urodzin, w ten piątek - uśmiechał się, a ja spojrzałam na niego błagalnie. - No co? Taka prawda!
   - Czyli ty też lubisz piłkę? - zapytał Lionel.
   - Bardzo. Właśnie przez mamę kibicuję Barcelonie, a mój brat gra. Właśnie niedawno udało mu się dostać do młodzików Espanyolu - poprawił mi się lekko humor.
   - I będzie pykał sobie elegancko z naszym Tomasem - wyszczerzył się młodszy Messi.
   - Daj mu może dorosnąć? - zaśmiałam się.
   - A ile lat ma twój brat? - zapytała Antonella.
   - Szesnaście - odparłam.
   - O, to o rok starszy od Celii - spojrzała na swoją córkę i od razu spiorunowała ją wzrokiem, bo pisała SMS, a według jej matki telefon przy stole był surowo zakazany.
   - Jeżeli jest dobry to zawsze mógł spróbować w Juvenilu - zauważył trener reprezentacji Argentyny.
   - Dla niego to już jest frajda, że docenili go w Espanyolu.
   - Ale jeżeli faktycznie chłopak ma potencjał to trzeba zagadać do trenerów z Barcelony żeby mieli na niego oko - mówił Lionel.
   - Naprawdę, dziękuję - uśmiechnęłam się pod nosem.
   - My tu gadu, gadu, a w kuchni czeka deser - wtrąciła kobieta, wstając od stołu i zbierając talerze.
   - Ja pani pomogę - zaoferowałam się od razu, wstając i zabierając talerz swój i Thiago. Każdy tam był dla mnie miły i naprawdę było mi tam dobrze. Taka normalna rodzina, której mi brakowało, do której bym wracała na niedzielne obiadki, której opowiadałabym co się dzieje moim życiu. Lionel i Antonella byli naprawdę ciepłymi osobami i aż dziwo, że ich syn wyrósł na takiego gagatka.
   - Dziękujemy za zaproszenie - uśmiechnęłam się, gdy staliśmy już przy drzwiach.
   - Możecie wpadać kiedy tylko zechcecie - Antonella machnęła ręką. - I teraz mamy nadzieję widywać częściej naszego syna - puściła do nas oczko.
   - Ja tam go widuję wystarczająco często - westchnęła teatralnie Celia.
   - Ja w twoim wieku cieszyłem się, że zobaczę swoje rodzeństwo - Lionel pokręcił głową.
   - Bo wtedy tato, byłeś sam z dziadkiem w Barcelonie, a wujkowie i ciocia z babcią mieszkali na innym kontynencie - przewróciła oczami.
   - Młoda nie filozofuj już tak - zaśmiał się 'mój chłopak'. - My już uciekamy, bo nie chcę się spóźnić.
   - Leo ma naprawdę dobry wpływ na Thiago, bo po raz pierwszy od dłuższego czasu słyszę, że on się nie chce gdzieś spóźnić! - śmiała się jego matka.
   - Tak, bardzo zabawne - westchnął chłopak. Pożegnaliśmy się z nimi i wyszliśmy. - I jak? Jesteś cała i zdrowa? Nie pogryźli cię może? - zaśmiał się gdy byliśmy już obok jego samochodu.
   - Są w porządku - skinęłam głową.
   - Masz rację, są. Tylko ja trochę spieprzyłem - uśmiechnął się lekko i otworzył mi drzwi od strony pasażera, a gdy miałam już wsiadać, on po prostu pocałował mnie w policzek. - Ojciec stoi w oknie - powiedział cicho z uśmiechem, dla niepoznaki. Zamknął za mną drzwi i sam obszedł samochód.

  Weszliśmy do domu, a on od razu chwycił za swoją torbę.
   - Poczekaj na mnie minutę, dobrze? Chcę zmienić bluzkę na wygodniejszą. - zawołałam i ruszyłam w kierunku schodów na górę.
   - Jednak chcesz jechać na mecz? - zmarszczył brew, ale widać też było, że się cieszy.
   - Oczywiście. Przecież nie mogłabym przegapić okazji by zobaczyć cię w akcji. - puściłam do niego oczko z uśmiechem, a ten automatycznie się zerwał jak poparzony, odłożył torbę, złapał mnie za dłoń i pociągnął za sobą na górę. Nie wiedziałam o co mu może chodzić. Zostawił mnie na korytarzu i wpadł do swojej sypialni. Po dosłownie kilku sekundach, wyszedł, trzymając w dłoni swój bordowo-granatowy trykot.
   - Tak sobie pomyślałem, że może chciałabyś ją założyć - mówił, patrząc na mnie. Wzięłam ją do ręki i rozłożyłam. Na plecach widniała osiemnastka i Messi.
   - Założę - skinęłam głową i pocałowałam go w policzek. Nie wiem czy chciałam mu tym sprawić przyjemność, ale zrobiłam to automatycznie, bez kontrolowania. Weszłam do pokoju i przebrałam ją. Była lekko za luźna, ale lubiłam takie. Zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie Thiago.
   - Wyglądasz świetnie - powiedział z uśmiechem. - Ale nie wolałabyś poczekać? Do meczu jest jeszcze sporo czasu, a mogę poprosić Lię by wpadła po ciebie.
   - Nie trzeba. I tak nie mam nic do roboty, a z chęcią posiedzę tam na stadionie i poczekam.
   - Jak sobie życzysz - skinął głową.

Gdy zajechaliśmy na podziemny parking, zauważyliśmy tam Valerię, Lię oraz Tomasa. Podeszliśmy do nich i przywitaliśmy. Thiago od razu ruszył dalej, a tamci tylko patrzyli kiedy zniknie w windzie.
   - Stało się coś? - zdziwiłam się.
   - Stary Valdes z Dylanem rozmawiają z trenerem Barcy B - skrzywiła się Lia.
   - Zamknęli się w gabinecie - dodał Messi.
   - Kai wie? - zapytałam.
   - Myślę, że nikt nie wie. Zauważyłam to przez przypadek jak wracałam od ojca z biura, bo zapomniał papierów. - wytłumaczyła Valeria. 
   - Będzie miał przypał - dorzuciła Fabregas.
   - Nie zdziwiłbym się gdyby dziś nie zagrał - westchnął chłopak.
   - Nie kracz może - powiedziała od razu Val. - Przez te wakacje, krótkie, bo krótkie dla piłkarzy musimy go jakoś ogarnąć - westchnęła.
   - Valeria ma rację. Milan sobie poradził, Thiago sobie jakoś radzi - zaakcentowałam. - Kai też musi zacząć.
   - Racja, ale chodźmy może gdzieś indziej, bo tu się zaczyna robić duży ruch - odezwał się Argentyńczyk, bo właśnie na parking zajechały dwa nowe samochody. Ruszyliśmy w stronę windy, a potem trybun.
   Przed samym meczem pojawił się mój brat razem z Dulce, a za nimi Nathan, którzy mieli miejsce obok nas, a przed samym gwizdkiem, na dotychczas pustych miejscach w rzędzie przed nami, usiedli Valdes oraz Valdes JR. Widać było, że Victor zadowolony nie jest, a Dylan jedynie uśmiechnął się lekko do nas.

[Thiago] 

  Wróciliśmy z rozgrzewki przed meczem i usiedliśmy wszyscy w szatni, czekając na trenera, który miał podać pierwszą jedenastkę na mecz. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się do momentu kiedy w końcu przyszedł trener, wtedy wszyscy ucichli. Podszedł do tablicy i zaczął przyklejać na magnesach dzisiejszy skład.
   - Lewe skrzydło w ataku Tello, środek Messi i na prawo Davi - powiedział na głos, a ja wtedy spojrzałem najpierw na młodego Tello i później na da Silvę. Coś w tym było, bo tata mi powtarzał, że jemu samemu dobrze się grało w ataku z ich ojcami. - Dominguez, Leal i Goyo, Navas, Pique, Malave, Sosa no i w bramce dziś Tomo - spojrzał na naszego rezerwowego bramkarza, a wszystkich dosłownie wcięło. Czemu nie Kai?
   - Coś jest chyba na rzeczy - mruknął Milan, siedzący obok mnie.
   - Na pewno. Musiał wczoraj kretyn zabalować - szepnąłem. Trener zaczął mówić o przeciwniku i taktyce na ten mecz. Gdy skończył, zauważyliśmy, że Kai podchodzi do selekcjonera i odciąga go na osobności. Pyta o coś, zapewne o to czemu nie gra, a tamten zaczyna mu tłumaczyć. Naprawdę niepokrzepiający widok.
   - Kai, co się dzieje?! - razem z Milanem zaczepiliśmy przyjaciela, gdy staliśmy już w tunelu, a wkurzony Valdes kierował się na ławkę.
   - Nic się nie dzieje - mruknął.
   - Więc powiedz dlaczego nie grasz - ciągnąłem.
   - Potrąciłem dziewczynę. - szepnął.
   - Co?! - krzyknęliśmy obaj, a wtedy każda para oczu została skierowana na nas.
   - Zamknijcie się może, co?! - warknął. - Jechałem rano na kacu i nie zdążyłem wyhamować na przejściu.
   - Ale żyje? - zapytał Pique.
   - Powiedziałem, że potrąciłem, a nie zabiłem, tęgi umyśle - wykrzywił się do obrońcy. - Karetka, policja... Złożyłem zeznania i dzięki wpływom tatusia nikt o niczym nie wie i ja nie siedzę w areszcie.
   - A co z nią? Coś poważnego?
   - Nie wiem, jakoś mało mnie to interesuje. Grunt, że żyje.
   - Ale ty jesteś pojebany - skomentowałem. - Normalny człowiek by tam siedział i czekał na informacje, co i jak - pokręciłem głową.
   - Najwyraźniej taki jestem - warknął i ruszył do wyjścia, bo za nami pojawił się trener.
    Jako kapitan Barcelony B, szedłem pierwszy z proporczykiem. Hymny, powitanie i losowanie połów. To były takie nasze gran derby, pomiędzy rezerwami Barcelony i Realu. Ustawiłem się na swojej pozycji i zanim usłyszeliśmy rozpoczynający gwizdek, zdążyłem jeszcze zerknąć w kierunku trybun. Widziałem swojego kuzyna, Chino, Dulce, Valerię, dziewczynę Milana, Nathana i Leo, która miała na sobie moją koszulkę. Uśmiechała się i rozmawiała o czymś z dziewczynami.   
  
[Leonor]

   Pierwsza połowa była... Nudna! Nawet nasi trzej eksperci - Nathan, Chino i Tomas tak stwierdzili. Tak jakby wszyscy na tym boisku spali. I drużyny z Barcelony i z Madrytu. Podczas przerwy my poszłyśmy do łazienki, jak to zazwyczaj dziewczyny, a trójka z części męskiej do sklepiku, bo 'jak nadal mają tak grać to przynajmniej będziemy mieć jakąś przegryzkę' jak to ujął Tomi. 
  Gdy wróciłyśmy na swoje miejsca, chłopcy już siedzieli i każdy z nich trzymał po dużej paczce chipsów. Normalnie jak dzieci. 
  Druga połowa zaczęła się już ciekawiej, bo Real zaczął psocić na niekorzyść Barcelony. Mieli większe posiadanie piłki, co wcale nas nie cieszyło. Madrycki napastnik biegł z piłką przy nogach, wykiwał dwóch obrońców i biegł sam na sam z Tomo. Nagle za nim pojawił się Milan i podciął go od tyłu. Napastnik legł jak długi. Gwizdek, żółta kartka dla Pique i karny dla Realu. Spojrzałam na Thiago. Stał z dłońmi na biodrach i nerwowo przygryzł wargę, a młody Tello coś do niego mówił. Madridista podszedł i ustawił sobie piłkę na jedenastym metrze od bramki, a my aż wstaliśmy, tak samo jak rezerwy obu drużyn. Gwizdek, strzał - NIE MA GOLA! Młody Katalończyk obronił! 
   - Coś mi się zdaje, że Kai będzie musiał sporo się napracować jeżeli chce od przyszłego sezonu grać w pierwszym składzie, a o seniorskiej drużynie to nawet nie wspomnę - Tomi machnął ręką. 
   - Ale ty mu lubisz dogadywać - zaśmiałam się. 
   - Takie już jego usposobienie - Valeria westchnęła teatralnie. 
   - Na pewno! - mruknął Messi i pokazał język Inieście. Wiem, że oni się przyjaźnią, ale i tak mi coś nie pasowało, bo czasami widywałam, że jedno zerka na drugiego. I to nie raz ich na tym złapałam! Poczekamy, zobaczymy!
  Czas ciągle gonił, a na tablicy nadal widniał wynik 0:0. 85... 86... 87... 88... 89... 90... I boczny arbiter pokazał, że dodane zostały dwie minuty do spotkania, ale co z tego, jeżeli piłka nadal sennie odbijała się od jednego do drugiego. 
 Minuta do końca spotkania, a tam... O dziwo coś się zaczęło dziać! Akcja pomiędzy dwoma pomocnikami, potem podanie do Daviego, ten z powrotem do Leala, a ten wysoko nad linią obrony, gdzie nagle znikąd pojawił się Thiago i wpakował piłkę do brami z główki. Katalończycy na boisku zaczęli świrować ze szczęścia, ale tak samo my na trybunach. Zaczęłam tulić się z dziewczynami i kątem oka zerknęłam na duży telebim. 
   - Patrz co on robi! - pisnęła Dulce. Ja oniemiałam. Biegł, a z palców ułożył literkę "L" i przyłożył sobie do ust. 
   - Plagiat! - zawołała roześmiana Lia. - Skopiował to od mojego ojca - zaśmiała się i mnie przytuliła. - Ale wybaczam - wyszczerzyła się do mnie, a ja nadal stałam jak ten słup soli. Przecież równie dobrze mógł tego gola zadedykować swojemu ojcu, prawda?

***
  Odpowiedź do komentarzy spod ostatniego rozdziału:
W jednym momencie wydawało mi się to zabawne, w drugim to ignorowałam, a w trzecim muszę przyznać, że poczułam się urażona, bo wywnioskowałam porównanie siebie do zwierzęcia. Po prostu jest mi przykro, że taka mała wojna na komentarze miała tu miejsce.

Racja, niektórzy mogą napisać rozdział w półtora godziny, dodawać co kilka dni albo nawet i codziennie. Ja do takich osób nie należę. Pisząc rozdział, zawsze staram się żeby wyszedł on jak najlepiej, co nie zawsze wychodzi, ale to normalne. To ile piszę jeden rozdział zależy od jego przewidywanej przeze mnie długości i od tego co chcę by w nim się znalazło. Potrzebuję do tego czasu, weny i pomysłu na dany rozdział czy całe opowiadanie. Wena czy pomysł, one same przychodzą lub są inspirowane czymś, gorzej z czasem. Mamy rok szkolny i chyba każdy, w każdej szkole ma taki czas, kiedy raz ma natłok nauki, a czasem ma luzy.
To co miało miejsce pod ostatnim rozdziałem wcale nie zachęciło mnie do częstszego dodawania postów i będzie tak jak było. Rozdział pojawi się wtedy, kiedy go napiszę.
I to chyba na tyle, Coppernicana.

Ps. "L" w wersji mini ^^

sobota, 2 listopada 2013

7. Uczucie

 Wszyscy pytają kiedy pojawi się tutaj rozdział. Otóż już jest! :) Zapraszam do czytania razem z tym małym, kochanym pysiem ♥
___________________________

[Thiago]

 Wyszedłem spod natrysku, okręcony białym ręcznikiem. Właśnie podszedłem do swojej szafki i ją otworzyłem. Dwa nieodebrane połączenia i to przed chwilą. Ojciec. Wycierając jedną ręką głowę puchowym ręcznikiem, wybrałem numer i oddzwoniłem. Ciekawe czego chce?
   - Cześć Thiago, już po treningu? - usłyszałem głos taty.
   - Praktycznie to tak. - odpowiedziałem.
   - Jutro gracie mecz, prawda? O której?
   - Gramy z Realem Castilla o 18.
   - To znaczy, że koło 16 musisz już być na stadionie... - zamyślił się do słuchawki. - Tak czy inaczej synu, chcielibyśmy zaprosić ciebie i Leo jutro na obiad. - powiedział, a ja w tej chwili myślałem, że sobie żartuje. - Przyjedźcie koło południa to spokojnie później zdążysz na zbiórkę przed meczem.
   - No dobrze, więc pewnie przyjedziemy. - mruknąłem.
   - W takim razie będziemy czekać. Do zobaczenia synu. - usłyszałem od ojca i rozłączyłem się. Rodzinny obiad? Co on jeszcze wymyśli?
 Przebrałem się i razem z Milanem i Kaim wyszliśmy z obiektu treningowego prosto na parking, gdzie czekał na nas Tomas, oparty o swój samochód.
   - Co to za przemiła wizyta? - zaśmiał się Valdes.
   - Przyjechałem, bo podczas porannej rozmowy z naszym przyjacielem. - wtedy wskazał na mnie. - Dowiedziałem się ciekawej rzeczy, ale nie wiem czy to prawda, czy tylko zgrywał się przed Nathanem.
   - Thiago, coś ty powiedział? - zaśmiał się Milan.
   - To było szczere co mówiłeś w związku z Leonor? - zapytał najstarszy. Zmieszałem się. 
   - Można powiedzieć, że to prawda. - odpowiedziałem, patrząc na kuzyna.
   - A czy dowiemy się o co chodzi? - uniósł się Kai.
   - Wiesz, że jeżeli ją skrzywdzisz to my wszyscy cię dorwiemy? - pogroził Tomas.
   - Nie mówcie, że Thiago bujnął się w swojej podstawionej dziewczynie? - Kai wybuchnął śmiechem. - Chociaż czekajcie... Jakbym sobie coś teraz przypomniał... To dlatego wtedy siedziałeś taki przymulony! Faktycznie, mówiłeś mi, że myślisz o niej! - śmiał się.
   - Serio? - zdziwił się Pique.
   - I macie z tego wielką podnietę? - prychnąłem i przewróciłem oczami.
   - Tak, bo mówiłeś, że miłość nie jest dla ciebie. - śmiał się Argentyńczyk. Nie ma to jak poparcie w rodzinie...
   - Cienias. - Kai poruszył brwiami.
   - Odwieziecie mnie do domu? - zapytałem znudzony. Wcześniej zabrałem się taksówką. To dziwne jak na mnie, ale nie chciałem prowadzić na kacu.
   - Jeszcze będą z ciebie ludzie brachu. - Tomi poklepał mnie po plecach i wsiadł do swojego samochodu.

[Leonor]

  Skłamałam wtedy mówiąc, że idę do siebie. Usiadłam na szczycie schodów i podsłuchałam ich rozmowę. To było dziwne... Uderzyło we mnie. Jeszcze nigdy nie słyszałam żeby ktoś tak o mnie mówił. I co ja teraz zrobię? Pomagam mu, ale ze świadomością, że on coś do mnie czuje? Przeszły mnie wtedy dziwne dreszcze. Nie dopuszczałam tego do swojej świadomości...
  Przyszły do mnie dziewczyny. Siedziałyśmy w salonie i plotkowałyśmy o wszystkim. To znaczy... One plotkowały. Ja siedziałam cicho i ciągle myślałam o tym co powiedział Thiago. Ja sama nie wiem jak go mam traktować. W jednej chwili jest jak do rany przyłóż, pomaga, rozmawia, ale boję się, że tak jak wczoraj ucieknie się napić.
   - Leo, jesteś tu? - zobaczyłam przed swoimi oczami machającą dłoń. To była Valeria.
   - Co myślisz o dylemacie mojego braciszka? - zapytała Dorita.
   - Wybaczcie, ale zamyśliłam się i nie słuchałam. - skrzywiłam się.
   - Mój brat ma zabawny dylemat. Chcą mu przedłużyć umowę w Chelsea i nawet chyba dopiąć do pierwszej drużyny, ale ten cymbał zastanawia się, bo jeszcze chcą go wykupić z Liverpoolu, a nasz ojciec i tak stoi mu za uchem i ględzi żeby wrócił do Hiszpanii.
   - A najlepiej do Barcy. - dorzuciła rozbawiona Lia. - Bryan zawsze był nierozgarnięty. - zaśmiała się. - Nie tylko ty masz przeboje z rodzeństwem. Maria już drugi raz się rozwodzi.
   - To ona w ogólne drugi raz wychodziła za mąż? Nic nie wiedziałam! - Valeria otworzyła szeroko oczy.
   - Bo mało kto wiedział. - Fabregas wzruszyła ramionami. - Ja jedyna jestem z tej trójki normalna. - dorzuciła.
   - Bo ty jesteś Fabregas, a tamci są Taktouk. - to był młody Pique, który wraz z resztą chłopaków wszedł do domu. Stanął za nią i ucałował ją w czubek głowy.
   - Twoja mama to zła kobieta była. - zaczął Kai. - Najpierw rozeszła się z mężem, potem omotała wujka Cesca i po kilku latach zostawiła i jego.
   - Ale po kimś musiała odziedziczyć ten spryt, żeby w sądzie stanąć na środku i zacząć jęczeć, że chce się zostać z tatą i dziadkami w Barcelonie. - śmiał się Milan.
   - Cicho, miałam wtedy sześć lat! Poza tym, dobrze zrobiłam! Zeswatałam go ze swoją przedszkolanką Anną i sobie teraz jeżdżą po Wyspach Dziewiczych. - wyszczerzyła się Lia.
   - A tak właściwie, to jak po treningu? - zapytała Valeria.
   - No nie powiem, troszkę z nas wycisnęli dzisiaj. - kiwnął głową Kai. Wtedy rozległ się dzwonek w jego telefonie. Wyjął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. - Braciszek... Pewnie ta jego luba znów go z mieszkania wyrzuciła i będzie chciał przenocować... Vera trzyma sztamę z jego laską to tylko u mnie będzie bezpieczny - westchnął. - Zmykam. - powiedział i już go nie było.
 W przeciągu godziny wszyscy się zmyli. Zostałam tylko ja i Thiago. Nadal czułam coś dziwnego i dla mnie nadal coś nowego.
   - Pamiętasz jak ci wspominałem, że niedzielne popołudnie będziesz mieć dla siebie, bo mam mecz? Wymyśliłaś już jak go spędzisz? - zapytał nagle. Wcześniej, gdy byli u nas pozostali, prawie w ogóle się nie odzywał. Jakby go tu z nami nie było.
   - Szczerze mówiąc to nie... Pewnie wezmę książkę albo szkicownik. - odparłam, wzruszając ramionami. Taka była prawda. Nie wiem co innego bym mogła zrobić.
   - Mamy jutro zaproszenie do moich rodziców na obiad. - poinformował, a przy okazji mocno mnie zaskoczył tym. Spojrzałam na niego pytająco. - Ojciec dzisiaj dzwonił i nas zaprosił. Chyba mu zależało, bo nalegał. A później chciałbym żebyś przyszła na mecz.
   - Mam przyjść na twój mecz? - kolejne moje zaskoczenie, tym razem z tej propozycji.
   - Nie widziałaś mnie jeszcze w akcji, więc tak pomyślałem. Lia będzie na pewno, bo jest zawsze, ty możesz zabrać Dulce i swojego brata. Załatwię dla was bilety.
   - Pomyślę. - szepnęłam.
   - Okay. Pójdę już do siebie. Jestem zmęczony. - wstał z kanapy i ruszył w stronę schodów.
   - Thiago. - zatrzymałam go. Spojrzał na mnie. - Dziękuję. - uśmiechnęłam się lekko. Odwzajemnił to i wyszedł po schodach na piętro.
 
   Otworzyłam drzwiczki szafy i po prostu przed nią usiadłam, ciężko wzdychając. I w co ja mam się ubrać na wizytę u Lionela Messiego?! Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
   - Proszę. - odpowiedziałam, ciągle wpatrując się w zawartość szafy.
   - Leo... Leo co ty robisz? - zdziwił się.
   - Siedzę przed szafą. - przewróciłam oczami.
   - W celu? - zaśmiał się i usiadł obok mnie.
   - Nie wiem w co mam się ubrać. - spojrzałam na niego.
   - Moi rodzice są już tobą zachwyceni, więc możesz iść nawet i nago. - stwierdził inteligentnie.
   - Bardzo zabawne. - wymusiłam kpiący uśmiech.
   - Hmm, nie wiesz w co się ubrać na obiad do przyszłych teściów, biedactwo? - zaśmiał się.
   - Ej, nie przypominam sobie oświadczyn. - zmarszczyłam czoło, lecz z uśmiechem.
   - Żartowałem. - szturchnął mnie ramieniem.
   - No, bo dla ciebie to jest wszystko takie idealnie proste. - zaczęłam. - Udaję twoją dziewczynę, żeby złapać twoich rodziców na haczyk. Niby wszystko jest cudownie i idealnie... Nie jest Thiago, nie jest. W piątek skończę osiemnaście lat...
   - Wtedy co mój tata. - przerwał mi.
   - Wspominałam, że moja mama była maniaczką, więc nawet urodziła swoje pierwsze dziecko w ten sam dzień co urodziny obchodzi jej idol... Z resztą, nie przerywaj mi! - zmierzyłam go wzrokiem, a on uniósł dłonie w geście przegranej. - Prywatnie wiele przeżyłam, chcę zawalczyć o prawa do brata, chcę skończyć szkołę, zdobyć jakąś pracę i wyjść na prostą. To szczęście jest udawane. Nie jestem przyzwyczajona do kłamstw, no chyba że tych do szkoły: 'spadłam ze schodów lub uderzyłam się o szafkę' - dokończyłam. Z roześmianego, jego twarz zmieniła wyraz na zamyślonego. Udawanie? Właśnie teraz zdałam sobie sprawę, że... W pierwszym momencie pomyślałam, że łże przed Pinto, ale... Jeżeli faktycznie jego stosunek do mnie się zmienił? Czyli coś do mnie czuje?
   - Masz rację. - westchnął i przejechał otwartą dłonią po swojej twarzy. - Zrobimy jak ty będziesz chciała. Nie będziemy nic nowego wymyślać o tobie czy twojej rodzinie. - powiedział. Spojrzałam na niego.
   - A pierwsze spotkanie? - zapytałam niepewnie.
   - Uratowałem cię, prawda? - zaśmiał się cwaniacko.
   - Chcesz zrobić z siebie bohatera przed swoimi rodzicami?
   - Ej no. Sama nie chciałaś kłamstw. Wątpisz w moje super moce superbohatera? - prychnął.
   - No chyba tak. - zmierzyłam go wzrokiem.
   - Nie! Tak nie będzie! - powiedział pewnie i tajemniczo na mnie spojrzał. Co mu chodzi po głowie... - Zaraz pożałujesz swojej decyzji! - poruszył brwiami i nagle zaczął mnie łaskotać.
   - Thiago! Przestań! - krzyczałam. - Proszę! - automatycznie przestał i pocałował mnie w policzek.
   - Zbieraj się. - puścił do mnie oczko i wyszedł z pokoju. Zostawił mnie, a ja miałam dziwne wrażenie, że się zaczerwieniłam... Spojrzałam do lustra. Faktycznie, moje policzki przybrały lekkiego odcienia purpury. Ten człowiek to jest tykająca bomba, kinder niespodzianka i tajemnica za razem! Jak ja mam go rozumieć w niektórych sytuacjach?

[Thiago]

 Wszystko musiało wyjść idealnie. Musiało!
 Przygotowałem sobie torbę, żeby później tylko po nią wpaść i pojechać na stadion. Wziąłem szybki prysznic i przebrałem się w jasny T-shirt oraz ciemne jeansy. Zszedłem na dół i oparłem się o kanapę, bawiąc się pęczkiem kluczyków. Wiedziałem, że Leonor jeszcze nie zeszła. Musiałem po prostu cierpliwie poczekać. W końcu to kobieta, a z doświadczenia wiem, że zawsze przed jakimkolwiek wyjściem musiałem czekać z tatą na mamę i Celię. Po kilku chwilach usłyszałem kroki. Leo zeszła na dół. Automatycznie się uśmiechnąłem. Była ubrana w ciemne rurki i białą, dopasowaną bluzkę, a na nogach miała czarne baleriny. Jej włosy były upięte w wysoki kok. Uśmiechnąłem się i utkwiłem w niej wzrok.
   - I jak? - zapytała.
   - Podobno nie miałaś się w co ubrać. - zaśmiałem się, a ona pokazała mi język. - Ale wyglądasz idealnie. - dodałem szczerze.
   - Dziękuję. - odparła. - Ty też niczego sobie.
   - Bardzo mnie to cieszy, a teraz chodźmy. - kiwnąłem głową i otworzyłem frontowe drzwi. 
 Jakąś chwilę później parkowałem już swój samochód na podjeździe domu rodziców. Spojrzałem na Leo. Siedziała i skubała paznokcie.
   - Denerwujesz się? - zapytałem.
   - No tak jakby trochę. - odpowiedziała, wpatrując się w dom, który wyrastał przed nami. - Piękny. - dodała i już chciała obskubać kolejną skórkę przy paznokciu, kiedy złapałem jej dłoń. 
   - Hej, będzie dobrze. Nie będziesz tam sama, a to przecież normalni ludzie. - powiedziałem z lekkim uśmiechem. 
   - Chodzi też o moją mamę. To byłoby jej marzenie przynajmniej raz spotkać twojego ojca, zamienić z nim zdanie... 
   - Robisz to za nią. Spełniasz jej marzenia. Uwierz, twoja mama jest z ciebie dumna. 
   - Z tego, że pomagam największemu frajerowi pod słońcem też? - zaśmiała się. 
   - Ej! To nie było miłe! - oburzyłem się, ale z uśmiechem. - Jest, bo masz na swoim koncie kolejny dobry uczynek. I nie pomagasz frajerowi, a zabłąkanej duszyczce. - poruszyłem brwiami. 
   - I coraz bardziej żałuję swojej decyzji. - mruknęła pod nosem. 
   - Serio? 
   - Żartowałam. - zaśmiała się. 
   - Spoko, to idziemy? - wskazałem na dom. 
   - Jasne, tylko... - zacięła się. - Thiago? 
   - Tak? 
   - Cieszę się, że cię poznałam. Naprawdę. - ucieszyła mnie ta informacja, ale i zaskoczyła. Jedyne co wtedy zrobiłem to mocniej ścisnąłem jej dłoń i wysiadłem z samochodu. Gdy byliśmy przy drzwiach frontowych, znów złapałem ją za dłoń i lekko się uśmiechnąłem. 
   - Będzie dobrze. - szepnąłem i nacisnąłem na klamkę. Przepuściłem ją pierwszą w drzwiach. - Jesteśmy! - zawołałem i rozległ się tupot mojej młodszej siostry, zbiegającej po schodach, a tuż za nią Facha numer 2. Ojciec kiedyś miał boksera, Fachę. Gdy byliśmy mali, uwielbialiśmy tego psa, ale nadszedł czas by nas opuścił, niestety. Najbardziej na tym ucierpiała mała Celia. Nie chciała jeść i chodzić wtedy do szkoły. Rodzice wzięli ją na rozmowę i wytłumaczyli kilka spraw. Powiedzieli, że Facha już nie wróci i zaproponowali byśmy wzięli takiego samego pieska. Celia się zgodziła i powiedziała, że ma jeden warunek. Ma się wabić Facha! I tak już zostało.
   - Cześć! - zawołała radośnie i najpierw przywitała się z Leo, a później ze mną. 
   - Hej, są rodzice? - zapytałem. 
   - Jesteśmy, jesteśmy. - z salonu wyłoniła się postać mojej matki. - Witajcie. - uśmiechnęła się szeroko i tak samo jak moja siostra, najpierw podeszła do Leonor, całując ją w policzek. - Miło was widzieć. - odezwała się i mnie przytuliła. - Chodźcie na razie do salonu, obiad będzie za chwilę. - powiedziała i wskazała w kierunku, skąd wcześniej wyszła. 
_________________________________
Ciąg dalszy w kolejnym rozdziale! Czekam na wasze komentarze! :)

PS. Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje naaaam! A kto?! Oczywiście, że nasz Thiago ♥ Jest już z nami cały, pełny roczek! :)

środa, 25 września 2013

6. Nauczka

[Thiago]

Jakie to wszystko jest cholernie nudne. Dookoła sami reporterzy, modelki, celebryci... Wynajęte hostessy roznoszą na tacach maleńkie przekąski i kieliszki z szampanem. Wszyscy rozmawiali o modzie, polityce czy finansach.
   - Milan jest nieugięty, więc pytam ciebie. Zmywamy się? - usłyszałem Kaiego.
   - Ale gdzie chcesz się zmyć? - zapytałem.
   - No jak to gdzie? Do jakiegoś klubu. Wiesz, drinki, dziewczyny... - wyszczerzył się.
   - Nie powonieniem. - odpowiedziałem, chociaż tak naprawdę miałem ogromną ochotę z nim pójść i się zabawić.
   - Stary no! Gdzie jest tamten Thiago?! Jest szansa, że gdzieś tam jeszcze jest? - drążył zabawnym tonem. - To jak? Zaraz i tak wszyscy się stąd zmyją, więc nikt nie zauważy naszej nieobecności. - wiercił dziurę w brzuchu. - No chodź ze mną. - nalegał. Zamyśliłem się przez chwilę. Ciągnie mnie do tego jak cholera, ale jeżeli chcę odzyskać swoje pieniądze i dwa pozostałe samochody, skonfiskowane przez ojca, to nie powinienem. Ale może faktycznie zaraz się wszyscy zmyją i nikt tego nie zauważy. Chociaż Leo... Już wiem. - Poczekaj sekundę. - powiedziałem.

[Leonor] 

  Stałam z dziewczynami w jednym kącie i ciągle o czymś rozmawiałyśmy. Po chwili zauważyłam, że podchodzą do nas rodzice Thiago.
   - Ce, już się będziemy zbierać. - matka zwróciła się do Celii. - Chcieliśmy się pożegnać, ale nigdzie nie widzimy naszego syna. - dodała.
   - Widziałem jak przed chwilą Thiago wchodził do łazienki. - jakby znikąd pojawił się przy nas Milan z Tomasem.
   - No dobrze. Pójdziemy już. Nie będziemy na niego czekać. - uśmiechnął się Lionel. Celia się z nami pożegnała, jej matka przytuliła nas wszystkie na do widzenia, a Messi się tylko przyjaźnie uśmiechnął. Wyszli.
   - Ej, serio Thi jest w łazience? Bo ja jakoś go dawno nie widziałam. Tak samo z Kaim. - zauważyła Dorita.
   - To był blef. Musiałem coś powiedzieć. Nigdzie ich nie ma. - odpowiedział młody Pique.
   - Jak to ich nie ma? - zdziwiłam się i nawet lekko przeraziłam.
   - Przedtem Kai namawiał Milana, żeby się stąd urwać. Nie zgodził się to pewnie zabrał ze sobą Messiego. Mój kuzyn to palant. - mówił podenerwowany Vallejos.
   - Czyżby była tu mowa o młodym Messim? - dołączył do nas Nathan.
   - No tak, a wiesz coś? - zapytała Lia.
   - Jakąś niecałą godzinę temu, podszedł do mnie i dał swoje kluczyki do samochodu, prosząc bym odwiózł później Leonor do domu, bo idzie załatwić coś z Valdesem. - odpowiedział trochę zdezorientowany.
   - No to zatroszczył się przynajmniej o dziewczynę. - prychnęła Valeria.
   - Zabije gnojka. Miał nie pić! - uniósł się Tomas.
   - No dobra, to może my też będziemy się już zwijać, bo się przeludnia. - zaproponowała Dori.
   - No dobra, ja odwiozę Leę, Doritę i Valerię, Nathan zajmie się Leo, a ty Tom jedź na poszukiwania tych idiotów. - westchnął Pique.
   - Jadę z tobą, Tomi. - odezwała się blondynka. - Pomoc ci się przyda.
   - No to postanowione. Chodźmy. - powiedział Pinto i ruszyliśmy wszyscy w stronę szatni.
  
  Jechaliśmy w ciszy. Nie odzywałam się ani ja, ani Nathan. Nie wiedziałam o czym mam z nim rozmawiać, a poza tym myślałam ciągle o Thiago. Pomagaliśmy mu, ale on i tak poszedł z Kaim. To, że on tak funkcjonuje, nie oznacza to, że ma za sobą ciągnąć innych. Byłam też po części na niego zła, bo mnie  tam zostawił. Co prawda, poprosił przyjaciela żeby mnie odstawił do domu, ale mnie zostawił bez słowa.
   - Myślisz o nim? - przerwał ciszę. Kiwnęłam głową, bo przecież tak było. Poza tym, Nathan o niczym nie wie. Myśli, że faktycznie jestem dziewczyną Thiago. Mam mu powiedzieć, z racji, że reszta jest wtajemniczona, czy mam siedzieć cicho? Dobra, nie wiem, więc na razie siedzę cicho. - Jakby mu na tobie nie zależało, to by cię tam zostawił bez słowa. Nie prosiłby mnie bym cię odwoził. - dodał, patrząc przed siebie. - Długo jesteście już razem? - zapytał.
   - Od jakiegoś czasu. - odparłam cicho. 
   - Jeszcze w Brazylii słyszałem o tym co on wyrabiał. Potem przez sekundę się media uspokoiły. Czyżby do dziś? - zauważył.
   - Masz rację. Pilnował się, ale dziś Kai zdołał go namówić. - westchnęłam. - Dziękuję. - powiedziałam, gdy podjechał pod dom.
   - Nie ma za co. Zabiorę samochód i jutro go odwiozę. Nie będę tłukł się taksówkami po nocach. Zadzwonię jutro do niego. - powiedział.
   - Powiem mu. - odparłam, otwierając drzwi pojazdu by wyjść.
   - Dobranoc Leo. - uśmiechnął się.
   - Pa.
Gdy weszłam do domu, pierwszą rzeczą, którą zrobiłam było rozebranie się i wzięcie prysznica. Usiadłam w kącie kanapy, podkuliłam nogi i czekałam. Patrzyłam na zegar. Tik, tak. Tik, tak. Czas dłużył się jak na złość.

[Thiago] 

  Siedziałem pomiędzy jakimiś dwiema dziewczynami, które się do mnie kleiły. Byłem już podpity. Wcześniej pewnie już dawno zaliczyłbym kabinę w męskiej toalecie z każdą po kolei, ale teraz o tym nie myślę. Mam taką blokadę, myśląc w takim sensie o dziewczynach tutaj. Mam w głowie tylko jedną - Leonor. Mam dziwne wyrzuty sumienia, zostawiając ją tam. Mam nadzieję, że Nathan się nią zaopiekuje i bezpiecznie odwiezie do domu.
Kolejna kolejka i już procenty, płynące w moich żyłach się powiększyły. Siedziałem na środku narożnika w towarzystwie dziewczyn, sprowadzonych przez młodego Valdesa, dziewczyny, których wcale nie znałem. Wcześniej mi to nie przeszkadzało, a teraz? Wtedy do stolika wróciła wysoka blondynka, a za nią Kai, zapinając swój pasek od spodni.
   - No moje ukochane panie, zróbcie mi miejsce obok mego przyjaciela. - zawołał, przechodząc obok nich chwiejnym krokiem. - Stary, bawić się mieliśmy, a ty siedzisz, pijesz i zamulasz. - położył mi dłoń na ramieniu i spojrzał na mnie. - Dziewczyny tu siedzą, żadną się nie zajmujesz. - wyszczerzył się. - Coś mi tu wypadłeś z rytmu Thiago. - dodał i pokazał jakiś znak dziewczynie obok, która momentalnie obróciła moją głowę i wpiła się w moje usta.
   - Nie. - odepchnąłem ją lekko.
   - Thiago brachu, mów mi tu zaraz co się z tobą dzieje, jak na spowiedzi! - plątał Kai.
   - No, bo ja tak nie mogę jeżeli myślę o innej dziewczynie.
   - Ooooo! No ładnie. Znam ją?! - wyszczerzył się.
   - Myślę o Leo.
   - O tej Leo?! Ej no, przecież masz tu wiele gorętszych lasek, które bez problemu można sobie przelecieć na zapleczu albo w kiblu, a tamta święta to może da ci dopiero po ślubie. - wybuchnął śmiechem.
   - Valdes, nie chodzi o to.
   - Zawsze chodzi o to. - dopił piwo z butelki i wgramolił się na stół. - To wypijmy za mego kumpla, który nie wie co dobre i za każdą chętną panią. - ryknął i pociągnął spory łyk z nowej butelki z wódką. Rozległy się dzikie, damskie piski, dziewczyn siedzących z nami.
   - Kai przestań pajacować. - nagle przed nami pojawili się Tomas z córką trenera pierwszego zespołu Barcelony.
   - Oooo, zapraszamy do nas! - zawołał radośnie bramkarz. Wtedy mój kuzyn zaczął go ściągać ze stolika, a Valeria podeszła do mnie i chwyciła mnie za rękę.
   - Idziemy. - powiedziała. Kai się szarpał Tomasowi, a ja szedłem spokojnie, ledwo, ale szedłem. Wpakowali nas na tylne siedzenie samochodu mojego kuzyna i ruszyliśmy.
  Zatrzymaliśmy się pod moim domem. Tomi pomógł mi wyjść.
   - Spokojnie, dam sobie radę. - bełkotałem i prawie co się potknąłem o własne nogi.
   - No właśnie widzę mistrzu. - odpowiedział ironicznie i wziął mnie pod bok i prowadził pod same drzwi.
   - Bracie, jak myślisz? Leo będzie zła? 
   - Jak cholera. - mruknął i otworzył drzwi. O to źle! Ja nie chcę żeby była zła. Weszliśmy do środka, a przed nami od razu pojawiła się Leonor  w dresach, które służyły jej za piżamę.
   - Zaprowadzę go do pokoju. - powiedział Tonas, zanim ja cokolwiek zdążyłem rzec. Ona kiwnęła tylko głową. Po chwili leżałem już w swoim łóżku. Tego potrzebowałem.

[Leonor]

  I co teraz? Nie wiem czy on jeszcze śpi czy jest już na dole. Po prostu nie wiem w co ja się wpakowałam.  Znów mam mieć przygody z pijanym mężczyzną? Tylko, że on jest młody, a mojego ojca nie da się już uratować.
  Jest sobotni poranek, godzina dziesiąta. Pasowałoby już wstać. Wygramoliłam się niechętnie ze swojego łóżka i przebrałam się. Rozczesałam na szybko włosy i stanęłam przed drzwiami. Ciężko westchnęłam i nacisnęłam na klamkę. Wolnym krokiem ruszyłam na dół. Weszłam do kuchni i zobaczyłam Thiago, siedzącego przy stole z rękami podtrzymującymi głowę.
   - Masz szczęście, że masz trening dopiero popołudniu. - powiedziałam cicho i podeszłam do szafki z lekami. Wyjęłam z niej proszek na ból głowy i podałam go mu wraz ze szklanką wody.
   - Dzięki. - wyszeptał.
   - Zimny prysznic i mocna, czarna kawa powinna cię postawić na nogi. - powiedziałam.
   - Skąd znasz takie sposoby?
   - Zauważ, że przez lata miałam taką sytuację z ojcem. - odparłam i nastawiłam wodę w czajniku. Nastała chwilowa głucha cisza.
   - Przepraszam. - powiedział i wstał. Podszedł i stanął obok.
   - Nie przepraszaj, jeżeli masz zamiar to powtarzać i liczyć na łut szczęścia, że twój ojciec się o tym nie dowie. - podniosłam głos, a on aż się skrzywił, łapiąc się jedną ręką za głowę. - Wybacz. - wyszeptałam, a on złapał mnie za rękę. Zdziwiona spojrzałam na jego twarz. Rysował się na niej ledwo widoczny zarys uśmiechu.
   - Przepraszam cię. Nie chcę już tak. Obiecuję ci, że już się nie upiję, nie pójdę z Kaim na żadną imprezę. - powiedział, patrząc mi w oczy i ku mojemu zaskoczeniu, przytulił mnie.
   - Posłuchaj, wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem. - odpowiedziałam, niepewnie go obejmując.
   - Dziękuję ci za to, że jesteś Leo. - powiedział i mocniej mnie ścisnął.

[Thiago]

  Co? Miałem jej powiedzieć, że żałuję tego co działo się wczoraj?! Że czuję się jak ostatni debil? Tak, żałuję. Miałem się bawić, a i tak siedziałem i myślałem o niej. Jestem teraz nie do życia. Choć tyle, że trening mam dopiero popołudniu... Nie mam zielonego pojęcia dlaczego chcę przestać, dla niej. Wszystko dla niej, o niej... Cholera, chłopie! Co się z tobą dzieje?!
  Faktycznie, po tym prysznicu i kawie czuję się lepiej. Dużo lepiej. 
Siedzieliśmy razem w salonie, ona na fotelu z jakąś książką, a ja na kanapie, wpatrując się tępo w ekran telewizora. Wtem usłyszałem, że ktoś wchodzi do domu. Obejrzałem się i zobaczyłem Toma i Nathana.
   - No witaj imprezowiczu. - zaśmiał się Nat. - Odwieźliśmy ci samochód. - dodał.
   - I przy okazji chcemy cię porządnie opieprzyć. - powiedział Vallejos ze stoickim spokojem.
   - To ja może pójdę na górę. - odezwała się Leo, wstając ze swojego miejsca. 
   - Nie chcesz się dołączyć do naszego kazania? - zapytał Nathan, podążając za nią wzrokiem, gdy ta kierowała się na schody.
   - Ode mnie już dziś dostał kazanie. - mruknęła i zniknęła na piętrze. 
   - Stary, dalej chcesz brnąć w takie życie? - zaczął Pinto. - Masz wspaniałą dziewczynę, talent i nazwisko. Nie spieprz tego. 
   - Nie pozwolimy na to byś się nam zmarnował. - dodał Tom. 
   - Musisz przejrzeć na oczy, bo wszyscy się o ciebie martwimy. - ciągnął Nathan. 
   - A czy ja też mogę się wypowiedzieć? - mruknąłem, przerywając im. - Zrozumiałem. Uświadomiłem sobie coś. Chcę to zmienić. Dla niej. - powiedziałem. 
   - No Młody, w porę i na czas. - zakpił mój kuzyn, jednak z lekkim zdziwieniem przewrócił oczami i rzucił się na kanapę.
_________________________________
 Chorowitek dodaje, chorowitek siedzi w domku i pozdrawia ♥
Chorowitek czeka i ładnie prosi o komentarze ;) 

Awwwww ♥ To takie słodkie, a ja zrobiłam z Niego takiego niedobrego chłopaka :D

środa, 28 sierpnia 2013

5. Poznaj moich rodziców

[Leonor]

 Wielkimi krokami zbliżamy się do zakończenia roku szkolnego, ale nauczyciele nic sobie z tego nie robią. Konferencja grona pedagogicznego odbędzie się na dniach, a oni nadal wpłukują w nas materiał.
 Właśnie przechodziłam przez furtkę, kiedy dostałam SMSa od Thiago: Już dzisiaj musisz poudawać moją dziewczynę, mamy niezapowiedzianą wizytę mojej siostry. Kiedy będziesz?
 Gdy skończyłam go czytać, właśnie naciskałam klamkę frontowych drzwi. Cudownie! Ale, że już miałam być jego dziewczyną?
 Niepewnie weszłam do domu, odwieszając torbę na wieszak. 
   - Jesteś strasznym, starszym bratem, wiesz?! - usłyszałam oburzony, dziewczęcy głos, dobiegający z kuchni.
   - Tak?! A kto cię zawsze kryje przed rodzicami? Duszek święty, co? - teraz zaśmiał się młody piłkarz.
   - Oj tam! Zawsze pomagałeś, teraz też mógłbyś. Nawet nie wiesz o co chodzi. - jęknęła, a ja wtedy przez przypadek potrąciłam jeden ze stojących butów, obok wejścia. A chciałam być niezauważona, no przynajmniej na razie! Zaklęłam cicho pod nosem.
   - Jesteś. - po chwili w korytarzu pojawił się Messi. - Dostałaś wiadomość? - szepnął, a ja skinęłam, twierdząco głową. 
   - Kogo ci tam przywiało? - po chwili, za nim stanęła szatynka, średniego wzrostu, nastolatka. Wbiłam w nią swój wzrok, ponieważ już ją widziałam, a nawet z nią rozmawiałam! Jej reakcja była taka sama.
   - Leo? 
   - Celia? 
   - A ja jestem Thiago i nie wiem o co chodzi... - wydukał chłopak i pytająco na nas spoglądał. - Powie mi któraś, skąd się znacie? - pytał zdezorientowany. 
   - Poznałyśmy się na przystanku, pomogła mi jak takie typki mnie zaczęły zaczepiać. Ale tak właściwie, to ja mnie też interesuje, skąd wy się znacie? - odezwała się Celia. 
   - Dla ścisłości, to byli ci sami goście co w parku, wtedy w nocy. - spojrzałam na Thiago, nie odpowiadając jego siostrze.
   - Ale, że z tej nocy?! - uniósł się. - Jak ich dorwę... Zaczepiali moją siostrę, a wcześniej dziewczynę! - powiedział troskliwie. Podszedł do mnie, złapał w pasie od tyłu i położył na moim ramieniu swoją głowę. Dziwie się poczułam. Jakoś jeszcze nigdy nie miałam okazji, żeby facet tak mnie przytulił. Czułam się spięta i to bardzo. 
   - Jesteście razem?! Dwa dni temu rozmawiałam z dziewczyną swojego brata, nie wiedząc o tym?! - otworzyła szeroko oczy. - Jak rodzice dowiedzą, że Thiago ma dziewczynę... - wyszczerzyła się. 
   - Dlatego na razie się nie dowiedzą. - skarcił ją wzrokiem. - Chciałem im o tym powiedzieć dopiero w piątek na tym całym pokazie. 
   - Czyli moja prośba byłaby na nic? Chciałam, żebyś wstawił się za mną u rodziców żebym nie musiała na to iść, bo obstawiałam, że też nie przyjdziesz. - wytłumaczyła. - Nie lubię takich imprez. - skrzywiła się. 
   - Ja tak samo. - odparłam. Wtedy Thiago stanął obok. Dam sobie rękę uciąć, że czuł to, że byłam spięta. 
   - Przychodzą tam największe bandy snobów! 
   - Dzięki! - uniósł się Thiago. 
   - Ale teraz nie ma takiej opcji żeby nie szła, będzie Leo, więc nie umrę z nudów, a poza tym chcę zobaczyć jak Thiago przedstawia rodzicom swoją dziewczynę. - klasnęła w dłonie i się wyszczerzyła.

   Naprawdę polubiłam siostrę Messiego. Później długo siedzieliśmy razem i rozmawialiśmy. Ce długo nie mogła uwierzyć, że z nim jestem, no... Może dlatego, że tak naprawdę z nim nie jestem?!
 Później gdy Thiago pojechał odwieść Celię do domu, usiadłam w salonie przy lampce ze swoim szkicownikiem i kubkiem malinowej herbaty. 
 Ołówek sam wyznaczył kreski, które pojawiały się na czystej stronie w zeszycie. Po jakimś czasie widoczny był już zarys postaci w klubowym stroju Barcelony, stojący tyłem. Na trykocie widniał napis T. Messi 10. Czemu nie? Dlaczego syn nie miałby odziedziczyć numerka po ojcu? 
 Dorysowałam w tyle trybuny, a na nich wiernych kibiców. 
   - Pięknie, ale to były numerek mojego ojca, nie mój. - usłyszałam roześmiany głos Thiago. Aż podskoczyłam. Przestraszył mnie! - Co ty taka strachliwa? - zdziwił się, przeskakując przez oparcie kanapy i siadając obok. - Masz talent. Czemu nie powiedziałaś, że rysujesz?
   - Żartujesz sobie z tym talentem? - przewróciłam oczami. 
   - Nie no, jest super. Z resztą bardzo mi się podobał ten mój portret. - wyszczerzył się. 
   - Co?! Jakim cudem ty go zobaczyłeś? - uniosłam się. 
   - Wczoraj, gdy zaniosłem cię do pokoju, przez przypadek strąciłem na ziemię twoją teczkę i wypadł z niej. - wytłumaczył. - Naprawdę, dobra w tym jesteś. - dodał. 
   - Przestań. To tylko zwykłe rysunki. - zawstydziłam się. 
   - A właśnie! Wróćmy do wcześniejszych wydarzeń z dzisiejszego dnia. Po pierwsze, Celia cię polubiła, więc jest dobrze. Po drugie... Kiedy ostatnio przytulałaś się do chłopaka? - zapytał, opierając głowę o oparcie. Przewróciłam oczami i znów spojrzałam na kartkę, gdzie widniała podobizna piłkarza. - Hejjj, tylko mi nie mów, że nie miałaś chłopaka. - uśmiechnął się. 
   - Nie było okazji. Poza tym, w tej sytuacji jakiej byłam, nawet nie mogłabym go przyprowadzić do domu. - odparłam. 
   - Ahaa. - uśmiechnął się. - Nie spinaj się tak. Nie zjem cię. Przytulanie jest przyjemne. - poruszył zabawnie brwiami, a ja wzięłam do ręki ozdobną poduchę i cisnęłam nią w niego. 

[Thiago]

  Jak ja nie lubię stroić się w garnitury! No, ale co zrobić? Tak właśnie myślę, czy zamówić taksówkę czy może jednak udać grzecznego synka i nawet szampana sobie odpuścić i jechać swoim samochodem?
  Wyszedłem ze swojego pokoju i zapukałem do sypialni Leo, by sprawdzić czy jest gotowa. 
   - Już, chwilka! - krzyknęła. 
   - Dobra, poczekam na dole. - odpowiedziałem i skierowałem się na schody. Oparłem się o kanapę i wbiłem wzrok w nieokreślony punkt na ścianie, z jedną ręką w kieszeni spodni, a drugą dłonią bawiłem się kluczykami do samochodu. Po chwili usłyszałem dźwięk zamykających się drzwi i ciche stukanie obcasów o drewniane panele. Spojrzałem w stronę schodów. Najpierw ujrzałem parę stóp w wysokich, gustownych, brązowych szpilkach. Później po woli, zgrabne nogi i biodra, przesłonione białą spódnicą sukienki. Nie zauważyłam kiedy już stała na parterze. Prosta dziewczyna, a zrobiła na mnie wrażenie, jak żadna inna, wyglądając obłędnie. Biała sukienka, brązowa kopertówka i kok na głowie. Tak niewiele, a jednak sprawia wrażenie. Usłyszałem odchrząknięcie. Spojrzałem na jej twarz. 
   - Możemy iść czy się rozmyśliłeś? - zapytała.
   - Wyglądasz prześlicznie. - wstałem i podszedłem do niej, stając obok i wyciągając ramię. Zaśmiała się i złapała za nie. 

 Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie kłębiło się już od ważnych osobistości, dziennikarzy, kamer i aparatów, wyczekujących sensacji. Od razy przyuważyłem moja paczkę, stojącą w kącie, oczywiście bez Dori, ponieważ ona przygotowywała się do pokazu. Podeszliśmy do nich z Leo. Przywitaliśmy się. Staliśmy przez chwilę, gdy usłyszeliśmy za sobą znajomy, męski głos. 
   - Jak dobrze was tu wszystkich widzieć. - klasnął w dłonie, a my się obróciliśmy. Najpierw nasze miny ukazywały zaskoczenie, a po chwili radość. 
   - Nathan! - pisnęły równo Valeria i Lia, wieszając się mu na szyi. Sam nie dowierzałem, że on tu stoi.
   - Ty nie powinieneś być teraz... - zacząłem uśmiechnięty, gdy mocno ściskałem starego kumpla. 
   - Wróciłem do kraju. - odparł od razu i popatrzył po nas. - A my się chyba nie znamy. - zwrócił uwagę na stojącą obok mnie Leonor. - Nathan Pinto. - wyciągnął dłoń w jej stronę. 
   - Leonor Olivera. - uścisnęła niepewnie jego dłoń.

^^^

  Wszystkie modelki już zaprezentowały nową kolekcję, na końcu przemowa projektantki i przyjęcie. On stał, oparty o ścianę i przyglądał się grupce, stojącej po drugiej stronie sali. Po chwili dołączyła do niego jego żona. 
   - Czemu lub komu się tak przyglądasz Lionel? - zapytała, podążając wzrokiem w tym samym kierunku, co były piłkarz. 
   - Widziałaś, że Thiago przyszedł z jakąś dziewczyną? - mruknął. 
   - Zauważyłam, ale to chyba dobrze. - odparła.
   - Jestem! - usłyszeli głos swojej córki. 
   - W porę i na czas kochanie. - przewróciła oczami Antonella. 
   - Oj no wiecie, że nie lubię chodzić i patrzeć jak wieszaki chodzą w plastikowych workach. - przewróciła oczami nastolatka. Niektórzy mówili, że wtedy wygląda tak samo jak matka, która również miała taki gest w zwyczaju. - Wyjątkiem jest oczywiście Dorita. - dodała szybko.
   - Celia, wiesz coś o tej dziewczynie, która przyszła z twoim bratem? - zapytał Messi. 
   - Jeszcze wam jej nie przedstawił? Miał to dziś zrobić. To Leonor. - odparła. - Tato pamiętasz jak ci opowiadałam o dziewczynie, która pomogła mi w poniedziałek na przystanku? Jak się później okazało to właśnie była dziewczyna Thiago. - wytłumaczyła, a on skinął głową. - Ej, ja mam omamy czy z nimi stoi Nathan? - zauważyła brunetka. 
   - To on. Rozmawiałem ostatnio z Jose i opowiadał, że Nath chce wrócić do Barcelony. - odpowiedział jej ojciec. 
   - W takim razie przepraszam. - rzuciła i już jej przy nich nie było. 
   - Może powinniśmy do nich podejść? - zapytał. 
   - Przestań. Thiago sam powinien to zrobić. - uśmiechnęła się kobieta. - A tymczasem chodźmy do Anny i Andresa. - złapała go za dłoń i pociągnęła w stronę państwa Iniesta. 

[Leonor]

 Po pokazie dołączyła do nas Dorita, która także zaczęła się wylewnie witać ze starym przyjacielem. Stwierdzam, że oni na prawdę wcześniej byli wszyscy ze sobą blisko. Chłopak opowiadał o tym jak jest w Brazylii, a my wszyscy go słuchaliśmy. Przez ten cały czas Thiago albo obejmował mnie ramieniem, albo trzymał dłoń na mojej talii. Po chwili jednak przybliżył się do mnie i objął w pasie, stając za mną i ułożył głowę na moim ramieniu. Stanęłam jak słup soli. Znów.
   - Moi rodzice patrzą. - szepnął mi do ucha. Wtedy przypomniałam sobie naszą rozmowę po odwiedzinach Celi. Nie spinaj się tak. Nie zjem cię. Przytulanie jest przyjemne. I przypomniałam sobie także jego głupkowaty, ale słodki uśmiech, towarzyszący mu przy tym. Na ułamek sekundy przymknęłam powieki i wypuściłam całe powietrze z płuc. Oparłam się o sylwetkę Thiago i jakbym całkowicie się oddała. - Dziękuję. - szepnął i pocałował mnie w policzek.
   - Nathan, mężu mój! - Ce praktycznie wskoczyła mu na plecy, na co wszyscy zareagowali śmiechem.
   - Moja mała żona. - zaśmiał się Pinto i ją przytulił.
   - Od zawsze, gdy Nathan bywał u mnie, gdy zajmowaliśmy się Celią, śmiał się, że bawi sobie żonę. - wytłumaczył rozbawiony Thiago.
   - Tak już zostało. Ciągle się wszyscy z tego śmiejemy. - dodał Milan.
   - Braciszku, rodzice już mnie wypytywali o Leo, więc w końcu idźcie do nich. - wtrąciła młoda panna Messi.
   - Siedzą razem z moimi rodzicami. Idziemy? - mówiła Valeria.
   - Chodźmy. - postanowił Thiago i złapał mnie za dłoń.
   - Idę z wami. - dołączył się Tom i ruszył za nami. Po chwili szłam, trzymając Messiego za rękę, tuż za Valerią i Vellejos'em.
   - Ja się trochę wstydzę. - szepnęłam do mojego towarzysza.
   - Spokojnie Leo. Spotkanie ze mną przeżyłaś, z Celią także, więc z moimi rodzicami też przeżyjesz. - puścił do mnie oczko. Podeszliśmy do dużego stolika, gdzie siedziały dwie pary. Cholera Leo, już nie ma odwrotu. Zaraz poznasz wielkiego Lionela Messiego i Andresa Inieste, byłych wspaniałych piłkarzy, a teraz genialnych trenerów.
   - Dobry wieczór. Cześć mamo, cześć tato. - pierwsza odezwała się blondynka. 
   - Witam wszystkich. - uśmiechnął się Thiago i ucałował w policzek swoją matkę.
   - Witaj kochanie. - odparła brunetka i od razu spojrzała na mnie.
   - Mamo, tato. - popatrzył na nich. - Oraz ciociu i wujku. - dodał, kierując wzrok na rodziców Valerii. - To jest Leo, moja dziewczyna. - uśmiechnął się.
   - Bardzo miło nam cię poznać. - odezwała się matka mojego niby chłopaka i podała mi dłoń, wstając. To samo zrobił jej mąż, a po chwili druga para. Zaprosili naszą czwórkę do stołu.
   - Wiesz Leo, że jesteś pierwszą dziewczyną naszego syna, którą nam przedstawia. - zaczął Lionel, a ja spojrzałam na Thiago, który sprawiał wrażenie zawstydzonego. Nowość! Po raz pierwszy widzę wielkiego cwaniaka, Thiago Messiego, który jest zawstydzony!

środa, 14 sierpnia 2013

4. Coś o nas

Ej, no, noo! Macie - Ania i Nataleczka! Za te podchody! 
____________________________________
[Leonor]

Wyszłam ze szkoły, grzebiąc w torbie, w celu znalezienia swojego telefonu, który jak na złość nie chciał mi się pokazać.
    - Jest. - szepnęłam, gdy go znalazłam. Uśmiechnęłam się na widok, który miałam przed sobą. Mianowicie mojego brata i Dulce, tulących się do siebie, tuż przy wejściu do szkoły. - Ej, ja tez tak chce. - zaśmiałam się, podchodząc do nich.
    - A witam kochaną siostrzyczkę. - wyszczerzył się Chino. - Chodź tu, chodź. - poruszył zabawnie brwiami i mocno mnie przytulił.
    - Widać po tobie, że jesteś dziś bardzo szczęśliwy. - zaśmiałam się, gdy podniósł mnie do góry.
    - A to dzięki ukochanej siostrzyczce, która załatwiła mi jeden ważny podpis.
    - Dzisiaj już macie być na tym treningu Espanyolu? - zapytałam.
    - Szczerze powiedziawszy to nie wiem. Mam zgodę, ale czy od razu dziś pójdziemy na ten trening... - mówił gdy wychodziliśmy z murów szkoły.
    - Leo! - usłyszałam i rozejrzałam się. Po drugiej stronie ulicy stały trzy dziewczyny, blondynka, szatynka i brunetka, Valeria, Dorita oraz Lia.
    - Chodźcie. - powiedziałam do moich towarzyszy i pociągnęłam ich za sobą na drugą stronę ulicy. - Hej. - uśmiechnęłam się do nich. - Poznajcie się, to jest mój brat Chino oraz moja przyjaciółka Dulce, to Lia, Valeria i Dorita. - powiedziałam, a oni podali sobie dłonie.
    - Okay, milo było, ale ja muszę pędzić na swój trening. - uśmiechną się chłopak, klepiąc swoją czarną torbę. - Pa. - szepną i przelotnie pocałował swoja dziewczynę.
    - Też już będę uciekać. - odezwała się moja przyjaciółka.
    - A może pójdziesz z nami na zakupy? - zaproponowała Valeria. Mówiłam jej o tym w szkole i proponowałam żeby poszła ze mną, ale ta broniła się tym, że nie wiemy czy dziewczyny nie mają nic przeciwko. Teraz wie, że nie mają.
    - No dobra, to zgoda. - wzruszyła ramionami.

Stałam przy wieszakach z sukienkami, przeglądając je, a właściwie to ich ceny. Przerażały mnie. Niektóre kosztowały więcej niż połączone roczne, moje kieszonkowe i Chino, które dostawaliśmy od Pilar.
    - Jeżeli chcesz, pożyczę ci pieniądze. Mam trochę odłożone na koncie. – szepnęła Dulce.
    - Przestań. Ja nawet nie wiem czy pójdę na ten cały pokaz. – odpowiedziałam.
    - Jak to? Przecież zgodziłaś się pomóc Thiago. – zdziwiła się.
    - Dul, ale ja nie pasuję do tego wszystkiego. – zajęczałam.
    - Oj przestań. Przez tyle lat, po tym co przeszliście z Chino, należy wam się. Jemu gra w Espanyolu, a tobie facet taki jak młody Messi. No przynajmniej pod względem zawartości portfela. – dodała.
    - Zapomniałaś dorzucić, że to facet na niby. – przewróciłam oczami. - Odzyska swoje pieniądze i koniec.
    - Co to za szepty dziewczyny? - tuż za nami pojawiła się panna Rodriguez.
    - Nie, nic. Leo tylko mi tu marudzi. - uśmiechnęła się Dulce.
    - Nie ma marudzenia. - dołączyła się Valeria, a za nią Lia.
    - Wybrałaś już coś? - zapytała Fabregas.
    - Jeszcze nie. - odparłam. 
    - W takim razie ci coś zaraz znajdziemy i idziemy do przymierzalni.
Po chwili byłam już ciągnięta przez dziewczyny za kotarę, by przymierzyć kolejno trzy sukienki, które dla mnie znalazły. Pierwsza czerwona, do kolan, w większości koronkowa. Nie czułam się w niej komfortowo, wiec od razu przymierzyłam się do drugiej. Ta zaś była stworzona z samych zakładek, koloru skorki brzoskwini. Jednak najbardziej do gustu przypadła mi ostatnia. Biała, prosta sukienka z cienkim paskiem na talii.
    - Ślicznie w niej wyglądasz. - zapiszczały wszystkie.
    - Dobierzemy jeszcze do niej szpilki, lekko zakręcimy i rozpuścimy ci włosy i będziesz najpiękniejsza na całym pokazie. - uśmiechnęła się blondynka.
   Siedziałam z Doritą na kanapie, czekając na resztę dziewczyn. Lia i Valeria przymierzały sukienki, a Dulce wyszła na chwilę ze sklepu, ponieważ dzwoniła do niej babcia z zagranicy. Moja sukienka ciągle obok mnie leżała, a ja zastanawiałam się co z tym wszystkim zrobić. Przecież nie miałam na nią pieniędzy. Co chwila na nią spoglądałam. Była śliczna, ale co ja poradzę na to, że mnie na nią nie stać.
   - Leonor. - zaczęła panna Rodriguez. 
   - Tak? - spojrzałam na nią. 
   - Czym się tak martwisz? - zapytała. - Chodzi o sukienkę? Ciągle na nią patrzysz... Nie podoba ci się? 
   - Nie! Jest śliczna. Naprawdę. Chodzi o to, że... - przerwałam i westchnęłam. 
   - Jeżeli chodzi ci o pieniądze, to się nie martw. Umówiłam się z Thiago, że za nią zapłacę, a on gdy już dostanie swoje pieniądze, odda mi je. - lekko się uśmiechnęła, ściskając moją dłoń. 
   - Thiago? Ja ci za nią oddam, ale... 
   - Przestań! Facet powinien płacić za swoją kobietę, jeżeli chce żeby się z nim pokazała. - zaśmiała się dziewczyna. - Niczym się nie martw. - puściła do mnie oczko, a wtedy z przymierzalni wyszły Lia i Valeria. Jak ja mam się nie martwić? To dziwne odczucie kiedy wiesz, że ktoś ma cię sponsorować. Zrobię tak. Messi odda pieniądze Dori, a gdy się dorobię, ja oddam jemu! 

   Do domu Thiago wróciłam dość późnym popołudniem. Po zakupach dziewczyny wyciągnęły nas jeszcze do kawiarni, a później pod domem Dulce czekałyśmy na mojego brata, który również wracał już z treningu. Oznajmił nam, że jednak byli już na stadionie Espanyolu i tam trenowali. Była ich cała grupa i z niej mieli w najbliższym czasie wybrać kilku by mogli rozpocząć swoją karierę w tym sporcie. 
 Przekroczyłam próg domu i zdjęłam buty w korytarzu, wieszając na wieszaku swoją torbę i odkładając obok ogromną torbę z moimi zakupionymi rzeczami. Z salonu tliło się światełko, zapewne dawane przez telewizor, ponieważ słychać było jeszcze głosy komentatorów.
 Stanęłam w progu i zobaczyłam czwórkę chłopaków, trzymających piwo w dłoniach i wpatrzonych w ekran, na którym piłkarze biegali za piłką. 
   - Ktoś mu miał być abstynentem. - zaśmiałam się i wtedy mnie zauważyli. Thiago tylko lekko się uśmiechnął i przesunął, robiąc obok siebie miejsce na kanapie. 
   - Raz na jakiś czas nie zaszkodzi. - uśmiechnął się, gdy usiadłam obok, a w tym momencie sędzia odgwizdał koniec spotkania. - Poza tym, tata nie widzi.
   - Wszyscy się nagle abstynentami stali... - prychnął Kai. 
   - Tobie też by się przydało. - odgryzł się Milan, patrząc spode łba na przyjaciela. 
   - Nie chcę się z wami o to kłócić. - przewrócił oczami Valdes. 
   - Sęk w tym, że Pique ma racje. - Tomas dopił swoje piwo i odstawił go na blat stolika. - Milan ogarnął sam, Thiago bo jakby był do tego zmuszony, a ty dalej w to brniesz. To twoje życie, ale się zastanów czy dobrze je pożytkujesz. - dodał starszy Messi. On to jednak miał gadane. Był starszym kuzynem Thiago, synem jednego z braci Lionela. Miał głowę na karku i próbował naprostować resztę. Dobrze, że mieli kogoś takiego w swojej paczce. 
   - Jeżeli jest moje, to bądź tak łaskawy i się w niego nie wpieprzaj. - mruknął i wstał. Podał kolejno dłoń każdemu i się pożegnał. - Zmykam. Do zobaczenia. - rzucił i wyszedł. 
   - Idę za nim, bo znając życie obierze kierunek do jakiegoś klubu i znów się schla. - westchnął Pique. Pożegnał się uściskiem dłoni z Tomasem i Thiago, a mnie pocałował w policzek i zmierzwił włosy. - Pa. - usłyszeliśmy jeszcze zanim wyszedł. 

   Odrobiłam wszystkie lekcje na następny dzień i usiadłam na huśtawce na patio z książką, tuż obok lampy ustawionej na zewnętrznym parapecie. 
 Z domu wyszedł Thiago, w ręku trzymając butelkę wina i dwa kieliszki. Usiadł obok mnie i zaproponował lampkę. Przewróciłam oczami. 
   - Nie mów, że nigdy jeszcze nie piłaś. - uśmiechnął się. 
   - Były do tego okazje, ale... - zamknęłam książkę, wcześniej wkładając w stronę zakładkę. 
   - Czyli jesteś jeszcze grzeczniejsza niż się spodziewałem. - poruszył zabawnie brwiami, po czym oberwał ode mnie w ramię. - Jeżeli nie chcesz to nie, ale to wino sam wybierałem, jedno z ostatnich butelek z mojej piwnicy. Grzech nie spróbować. 
   - Smakosz win? - zaśmiałam się. 
   - Można by tak to ująć. To jak? Miałem nadzieję, że przy lampce dobrego wina, w końcu będziemy mieli okazje się bardziej poznać i poopowiadać o sobie. 
   - W takim razie może się skuszę. - uśmiechnęłam się. 
   - Dobry wybór. - nalał płyn do dwóch kieliszków i podał mi jeden z nich. Niepewnie namoczyłam wargi w winie. Było słodkie i naprawdę dobre. 

[Thiago]

 Jeżeli mieliśmy udawać parę, to wychodzę z takiego założenia, że powinniśmy się tak czy siak lepiej poznać. 
 Nigdy się niczego nie napiła? Może faktycznie rodzice załapią, że niby mogłem się zmienić dzięki dziewczynie. 
 Przy niej poczułem coś, czego nigdy nie doświadczyłem. Chciałem się otworzyć i opowiedzieć jej o sobie. Była dobrym słuchaczem. Opowiedziałem o całym moim dzieciństwie, aż do teraz. 
   - A powiedz mi, a czy ty sam chcesz zmienić swoje życie? - zapytała nagle. 
   - Nie wiem. Na pewno chcę odzyskać swoje dwa pozostałe samochody i dostęp do kont bankowych. 
   - A twoje samopoczucie? Lepiej czułeś się wcześniej czy teraz? 
   - Wcześniej, czyli na ciągłym kacu? - spojrzałem na nią. Domyślałem się o co jej mogło chodzić. - Na pewno teraz lepiej wstaje mi się na treningi. Mówią, że mi lepiej idzie. 
   - No właśnie. Dobrze, że sam to zauważyłeś. 
   - A ty? Ja już opowiedziałem ci o swoim życiu. - spojrzałem na nią. Interesowało mnie to. Jak na razie wiem tylko, że ma brata i ojca, który od wielu lat ich katował. Może coś więcej? 
  Przez chwilę milczała. Myślała. Zaczęła opowiadać od początku. O tym jak od dziecka wychowywała się z największą fanką mojego ojca, jej matką. Opowiadała, że od momentu gdy zaczęła siedzieć, oglądała z mamą mecze Barcelony. Później urodził się Chino. On już całkiem podłapał miłość do piłki i od dziecka grał. Tworzyli we czwórkę szczęśliwą rodzinę, aż do momentu gdy sześć lat temu umarła jej mama. Była chora. Miała raka, z którym przegrała. Wtedy jej ojciec uciekł w alkohol, to dlatego nigdy go nie tchnęła. Po jakimś czasie trochę przystopował i wtedy poznał Pilar i się z nią ożenił. Jednak rok po ponownym ślubie wrócił do picia. Popadł w to jeszcze bardziej, posuwając się do pobić swoich dzieci i żony. 
 Ja naprawdę podziwiam Leo za to co przeszła i dopiero teraz się wyrwała. Jest silna, chociaż wcale tego nie widać po jej wyglądzie. Drobna, niewysoka szatynka, która tyle przeszła.
  
   Po tym potoku słów o sobie, zaczęliśmy rozmawiać na inne błahe tematy. Śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Gdy zaczynaliśmy drugi kieliszek wina, na policzkach Leo malowały się już wypieki, z którymi wyglądała ślicznie. 
 Po drugim kieliszku dosłownie odleciała. Nic nie odstawiała, a była spokojna, aż za spokojna. Prawie drzemała na tej drewnianej huśtawce. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do jej pokoju. Ułożyłem na łóżku i okryłem kołdrą. Nie minęła sekunda, a ona już miała zamknięte powieki spała. Pięknie Thiago, masz na koncie pierwsze jej upicie. Ale co najważniejsze, kontrolowane i w domu. 
  Gdy odsuwałem się od łóżka, przez przypadek strąciłem teczkę, która leżała na stoliku nocnym. Wypadło z niej na podłogę kilka kartek. Pozbierałem je i odłożyłem na stolik. Jednak moja ciekawość zwyciężyła i zajrzałem do nich. Były to rysunki. Cholernie dobre rysunki. Nie mówiła mi, że rysuje. Przejrzałem kilka z nich i natrafiłem na portret. To byłem ja. Ona ma naprawdę wielki talent. 

sobota, 13 lipca 2013

3. Walka o przyszłość

[Leonor]

    W sobotę mi się udało. Thiago podwiózł mnie do domu. Chciał wejść ze mną i mi pomóc, ale nalegałam żeby został w samochodzie. Wolałam uniknąć sytuacji, gdyby ojciec był w domu, nie chciałam kolejnych awantur. Miałam szczęście, bo gdy weszłam do mieszkania, było puste. Nie było Nawet Chino. W trakcie pakowania swoich rzeczy, zadzwoniłam do niego. Powiedział, że nocował u Dulce. Poinformowałam go, że jeżeli chce, może jechać ze mną, ale nie zdradziłam mu kim jest osoba, u której się zatrzymuję. Odparł, nie chce, że rodzice mojej przyjaciółki, a jego dziewczyny, pozwolili mu na razie zostać.

  Cały weekend spędziłam w domu Thiago, Poznałam jego przyjaciół; Lie, Doritę, Valerię, Milana i Kaiego. Mam też poznać jego kuzyna Tomasa, ale dopiero gdy wróci ze zgrupowania w Argentynie. Wtedy też przyjedzie ojciec mojego podstawionego chłopaka. Stwierdzam, że Thiago ma wspaniałych przyjaciół. Zaprzyjaźniłam się z dziewczynami. Kai wtedy gdzieś szybko uciekł, mówiąc, że idzie na jakąś imprezkę, Milan i Thiago o czymś dyskutowali zacięcie w kącie salonu, a ja wtedy porozmawiałam sobie z córkami sławnych, byłych piłkarzy. Opowiedziały mi jak to było z chłopakami, jak to Mil się ‘nawrócił’, Thiago walczy o zaufanie i pieniądze, a dla Kaiego nadal liczą się imprezy, alkohol i kobiety.

  W poniedziałek po lekcjach siedziałam pod szkołą z bratem i przyjaciółką, rozmawialiśmy o naszej teraźniejszej sytuacji.
   - Wiesz, że ojciec przyszedł wczoraj do domu Dulce? – powiedział Chino. – Był pijany i szukał nas oboje. – dodał.
   - O! Tatuś przypomniał sobie o swoich dzieciach… - zakpiłam.
   - Mój ojciec go wyrzucił. – odezwała się dziewczyna.
   - I dobrze zrobił! Mnie nie znajdzie.
   - Siostra, a tak właściwie to gdzie ty teraz mieszkasz? U jakiejś koleżanki? – zapytał chłopak.
   - Mówi wam coś nazwisko Messi? – spojrzałam na nich i lekko się uśmiechnęłam.
   - Nie powiesz nam, że mieszkasz u Lionela Messiego. – śmiał się Młody.
   - Nie, u tego młodszego. – uśmiechnęłam się, a tamci utkwili swój wzrok we mnie. – To dość długa historia. – dodałam szybko.
   - Od kiedy moja siostra zna młodego Messiego, a ja o tym nic nie wiem? – przymrużył powieki.
   - Od jakiegoś tygodnia, ale to teraz nieważne. Na kiedy masz mieć podpisaną zgodę na te treningi? – zapytałam.
   - Na jutro popołudniu. – odpowiedział.
   - Daj mi ją. Nie wiem jeszcze jak, ale jakoś dokonam tego, byś mógł trenować i grać z tym klubem.

   Siedziałam w kącie przystanku i czekałam na swój autobus. Prócz mnie, były tu jeszcze dwie starsze kobiety. Po chwili do naszego grona, dołączyła nastoletnia dziewczyna, na oko miała z 15 lat. Miała długie, ciemne, proste włosy, klubową czapkę z FC Barcelony i torbę z tym samym znaczkiem. Uśmiechnęłam się, ponieważ to tak jakbym widziała siebie, młoda fanka, otwarcie pokazująca barwy ukochanego klubu. Z powrotem zajęłam się swoim telefonem, odpisując na SMSa od koleżanki z klasy.
   - Cześć mała. – usłyszałam jakby znajomy głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam tych samych gości co wtedy, w parku. Zaczęli zaczepiać właśnie tą dziewczynę. Stanęli wokół niej i coś do niej mówili. Wstałam i podeszłam do nich.
   - Z tego co widzę, to ona nie chce z wami rozmawiać. – powiedziałam pewnie, a oni spojrzeli na mnie.
   - No hej, a my to się chyba znamy. – zaśmiał się jeden.
   - Taka jesteś teraz odważna? – zapytał drugi, zmierzając mnie wzrokiem od góry do dołu. No tak, teraz to byłam odważna, po pierwsze jesteśmy przy głównej ulicy, po drugie są tu inni ludzie i trzecie, najważniejsze! Jest dzień!
   - Zajmijcie się czymś pożyteczniejszym niż zaczepianiem dziewczyn na ulicach. – warknęłam i pociągnęłam dziewczynę kawałek dalej. Jeden chciał mnie złapać za rękę, odwróciłam się i uderzyłam go w policzek. Zostali tam gdzie stali. – Zrobimy taki myk. – szepnęłam i wyjęłam telefon z kieszeni, udam, że dzwonię na policję. – Dzień dobry, ja dzwonię z przystanku przy Ronda Sant Pere. Chciałabym zgłosić, że kręcą się tu jacyś nieciekawi goście, którzy zaczepiają młode dziewczyny. – mówiłam na tyle głośno, żeby tamci to usłyszeli. Największą radochę sprawił nam widok, jak się oddalali. – Piątka! – zaśmiałam się po czym dziewczyna mi ją przybiła.
   - Dzięki ci wielkie.
   - Naprawdę nie ma za co. – odparłam.
   - Mówili, że cię znają. Ciebie też zaczepiali? – zapytała.
   - W nocy i na dodatek w ciemnym parku. Gdyby nie jedna osoba to nie wiem jakby się to skończyło. – uśmiechnęłam się i poprawiłam jej czapkę, na którym miała przekrzywione znaczek FC Barcelony. – Mam taką samą. – zaśmiałam się.
   - Też jesteś zagorzałą Cule?
   - Oczywiście, a tamci to pewnie zagorzali fani Espanyolu. – obie wybuchłyśmy śmiechem. – Jak masz na imię?
   - Celia, a ty?
   - Jestem Leo. – uścisnęłyśmy swoje dłonie.
   - Miło mi. – uśmiechnęła się. – O, jest już mój tata. Może gdzieś cię podwieźć? – wskazała na samochód, który właśnie wjechał do zatoczki.
   - Nie dzięki, zaraz będzie mój autobus.
   - Jeszcze raz dzięki i mam nadzieję, że będę miała okazję jakoś ci się odwdzięczyć. – zawołała i pobiegła do srebrnego Audi. W tym momencie czułam, że zrobiłam coś dobrego.

[Thiago]

   - To co? Teraz pozostaje ci przedstawienie tej Leo rodzicom, odczekanie chwili i wraca twoje stare życie? - pytał Tomi, który prosto z lotniska przybył do mnie.
   - To chyba oczywiste. - zaśmiałem się.
   - A nie jest ci lepiej teraz? Bez ciągłego picia i skacowanych poranków?
   - Rozmawiałeś z moim ojcem?
   - Słuchaj, ja nie muszę z nim rozmawiać, żeby pytać cię o coś takiego. Wiesz, że nigdy nie pochwalałem tego co wyrabialiście. To było chore. Bracie, musisz mi obiecać jedną rzecz, bo inaczej ci nie pomogę w tym wszystkim. - spojrzał na mnie jakby widział przeze mnie, jakby widział wszystko co mam teraz w głowie.
   - Słucham.
   - Obiecaj mi, ze gdy odzyskasz pieniądze, to nie wróci stary Thiago, upijający się do nieprzytomności i co noc lądujący w łóżku z inną laska. Wtedy ci pomogę z wujkiem i ciocią, czyli wstawię się za ciebie.
   - Ja bym na to przystanęła. - usłyszeliśmy za sobą. To była Leo, oparta o futrynę przy wejściu do salonu. Musiała już wrócić ze szkoły. Nie słyszeliśmy nawet gdy weszła.
   - Poznajcie się. - wstałem. - To Tomas, mój kuzyn, a właśnie jest Leonor.
   - Milo mi cię poznać. - uśmiechnęła się dziewczyna. Szczerze? Bardzo ładnie wyglądała, uśmiechając się.
   - Mi również. Mam nadzieje, że dasz rade i z nim wytrzymasz. - puścił do niej oczko.
   - Myślę, że nie jest taki zły.
   - To go jeszcze nie znasz. - zaśmiał się.
   - Nie ma to jak obgadywanie osoby obecnej. Ja tu jestem! - odezwałem się.
   - A co ty tu masz do gadania? - spojrzał na mnie Tomas, w ja przewróciłem oczami. - No żartowałem! - zaśmiał się moi kuzyn i zmierzwił mi włosy.
   - Ej, ej, ej! - odskoczyłem od niego.
   - No i widzisz. - śmiał się. - To może z racji, ze Thiago jest tak jakby spłukany, to zapraszam was na obiad na pizze. Musicie się zacząć gdzieś razem pokazywać, no nie? – zauważył. - Chodźcie.

 Siedzieliśmy w pizzerii, przy naszym obiedzie, słuchaliśmy historii ze zgrupowania w Argentynie. Razem z Leo śmieliśmy się do rozpuku jak Tom opowiadał o tym jak, dwójka młodzików wyłamała drzwi w hotelowym pokoju, bo trzeci ich zamknął.
   - Potem jak wujek się już w miarę uspokoił, powiedział, że już chyba wolałby wziąć ciebie jednego niż tamtych.
   - Ale mnie nie powołał. - powiedziałem.
   - Po pierwsze to musisz odzyskać jego zaufanie, po drugie to był mało ważny mecz towarzyski, a po trzecie musisz się na razie wykazać tu, w Barcelonie na treningach. - rzucił krótkie kazanie.
   - Cześć wam. - usłyszeliśmy radosny głos naszej przyjaciółki.
   - Hej Dorita. - odparliśmy, gdy zaczęła się z nami witać. Zajęła miejsce obok Leo. Zauważyłem, że dziewczyny polubiły moja fikcyjna dziewczynę i vice versa.
   - Może się poczęstujesz? - Tomas wskazał na naszą pizze.
   - Nie dzięki, dbam o linie, bo w piątek mam pokaz i właśnie w związku z tym cieszę się, że was widzę. - klasnęła w dłonie, wyjęła ze swojej torebki dwie koperty i wręczyła je mi i mojemu kuzynowi. - Projektantka jest jakąś tam bratanicą Vilanovy, wiec zaproszono praktycznie cały skład starej Barcelony plus teraźniejszy. Thiago, oczywiście jako osobę towarzysząca zabiera naszą Leo i już masz pierwszy publiczny pokaz. Dziewczyno, poznasz wielkiego Messiego. - szturchnęła ją ramieniem. - No i powiedz o której jutro kończysz zajęcia, bo zabieramy cię z Lią i Valerią na zakupy. Bo w końcu jakoś będzie trzeba wyglądać. - puściła do niej oczko.
Dobrze było widać, że Leo nie odnajdywała się jeszcze w tej sytuacji.
Gdy Dorita już wychodziła, poszedłem za nią. Poprosiłem żeby jutro zapłaciła za sukienkę dla Leonor, a gdy tylko odzyskam pieniądze, oddam jej co do grosza. Odparła, ze nawet miała coś takiego w planach, bo zna moją sytuacje. Leo idzie ze mną, więc to mój obowiązek się tym zająć.

[Leonor]

   - To jak, kierunek dom? – zapytał, gdy wsiadaliśmy do jego samochodu.
   - Możesz mnie na chwilę podrzucić pod moje stare mieszkanie? – zapytałam niepewnie. – Chcę coś załatwić.
   - W porządku. To jedziemy. – odparł i odpalił silnik. Po drodze opowiedziałam mu co chcę zrobić. Pod budynkiem znów poprosiłam go żeby został w samochodzie. Wyszłam na górę i stanęłam przed drzwiami mieszkania. Mamo proszę, daj mi siłę by to jakoś rozegrać. Weszłam do środka.
   - Jest ojciec? – zapytałam Pilar, siedzącej przy kuchennym stole i palącej papierosa.
   - Śpi.
   - Długo?
   - Wrócił nad ranem. – odparła i przygasiła peta.
   - Jest popołudnie, więc się już wyspał. – rzuciłam i ruszyłam do jego sypialni. Akurat zwlekał się z łóżka, jęcząc i mamrocząc, że boli go głowa. Czyli normalka.
   - O! Leo! W końcu! Gdzieś ty się podziewała?! – spojrzał na mnie, a ja tylko rzuciłam mu pod nos zgodę dla Chino i długopis. – Co to? – zapytał zdezorientowany.
   - Już to miałeś raz w rękach, ale nie chciałeś podpisać. Jeżeli nie chcesz spieprzyć życia i marzeń swojemu synowi, więc to podpisz. – warknęłam.
   - Macie wrócić do domu, rozumiesz?! – wstał i podniósł głos.
   - Nie wrócimy! I wiesz przez kogo? Przez ciebie. – w tym momencie sama siebie nie poznawałam. Postawiłam się ojcu, krzycząc na niego.
   - Mówisz do swojego ojca, więc waż się ze słowami.
   - My już nie mamy ojca. Straciliśmy go wraz ze śmiercią mamy. Stoczyłeś się. – syknęłam, patrząc mu w oczy z wrogością. – Po prostu to podpisz i masz nas z głowy.
   - Nie jesteście pełnoletni, więc musicie wrócić tu.
   - Nic nie musimy! Za niecałe dwa tygodnie kończę osiemnaście lat i zabieram ci prawa do Chino! – mówiłam.
   - Nie możesz! – krzyknął i zamachnął się, ale w ostatnim momencie się zatrzymał.
   - No uderz! Przecież tak rozwiązujesz każdy problem z nami. – kiwnęłam głową.
   - Leonor!
   - Po prostu to podpisz. – powiedziałam łagodniej.
   - Co jeżeli nie? – zadrwił.
   - Chcesz mieć jeszcze grubszą kartotekę na policji? Urozmaiconą? Do rozbojów po pijaku i bójek chcesz żeby dopisali wieloletnie pobicia własnych dzieci? – zmrużyłam oczy. Widać było, że tak samo jak ja był cały nabuzowany złością. Wziął do ręki kartkę i przeczytał ją. Jeszcze raz spojrzał na mnie i nie wierzyłam w to co właśnie zrobił. Podpisał ją.
   - Dziękuję. – powiedziałam oschle, wzięłam kartkę i wyszłam z mieszkania. Na dole czekał na mnie Thiago, oparty o maskę swojego samochodu.
   - I jak? – zapytał, wbijając we mnie wzrok.
   - Mam ten podpis. – lekko się uśmiechnęłam.
   - Masz go, ale nie tryskasz radością.
   - Bo dziwnie się teraz czuję. Wydzierałam się na niego i groziłam, że pójdę z tym wszystkim na policję. – wzruszyłam ramionami.
   - Już dawno powinnaś.
   - Dobra, koniec tego! – podniosłam jedną dłoń. – Będę miała do ciebie jeszcze jedną prośbę.
   - Chcesz zawieść zgodę bratu? – zapytał z uśmiechem, a ja skinęłam głową. – Ale tym razem nie każ mi czekać w aucie.
   - Czyżbyś chciał poznać mojego brata i przyjaciółkę? – zapytałam zaczepnie.
   - Czemu nie? – mrugnął powieką i wsiedliśmy do jego samochodu. 
______________________________________
Jakoś tak nie czułam tego, pisząc ten rozdział, więc jest jaki jest... Następne powinny być lepsze, tak przynajmniej myślę :) 
Ps. Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia dla Xaviego i Nurii ♥
 

Obserwatorzy

Layout by Blacky