piątek, 21 czerwca 2013

2. Propozycja

Gorąco, gorąco i jeszcze raz gorąco, a dla odmiany - duszno! Koniec roku szkolnego tuż, tuż, a w szkołach korytarze robią się puste! 
W poprzednim rozdziale poznaliście bohatera, a teraz nadszedł czas byście poznały bohaterkę tej historii :) Zapraszam!
_________________________________

[Leonor]

   - Cześć mamo. Długo nie przychodziłam, bo zbliża się koniec semestru i trzeba zabiegać o oceny, więc wkuwałam. Jak pewnie sama się domyślasz, w domu nie mam takiego spokoju jaki jest mi potrzebny, ale… Radzę sobie. – odgarnęłam włosy, które zasłaniały mój policzek. Przejechałam opuszkami palców po czerwonym miejscu na nim. – Tak, to on. Chino wczoraj wrócił za późno z boiska, ojciec chciał go uderzyć, ale stanęłam w jego obronie. – wytłumaczyłam. Zamilkłam na chwilę, wpatrując się we wmurowane, czarno-białe zdjęcie mojej ukochanej mamy. – Wiesz… Ludzie są okropni, a praktycznie to ich większość. Przekonałam się o tym w zeszłym tygodniu. Ojciec znów wrócił i robił awantury. Chino zamknął się w pokoju, a ja nie wytrzymałam i wyszłam z domu. Było późno. Wiem, że nie byłabyś zadowolona, że wychodzę przed samą północą. – uśmiechnęłam się lekko. – Chodziłam po parku i wtedy zaczepili mnie jacyś goście. Można było się domyślić czego chcieli. Wyrwałam im się i wypadłam z parku na ulicę, wprost pod koła, pędzącego samochodu. Kierowca mnie uratował i za to mu jestem wdzięczna. Byłam wtedy strasznie roztrzęsiona. Odwiózł mnie pod sam blok i dopiero, gdy wchodziłam do klatki, zorientowałam się kto był tym kierowcą. – gorzko się zaśmiałam. – Facet, o którym ostatnimi czasy jest dość głośno, o tym że imprezuje i tak dalej. Tak mamo, to potomek piłkarza, za którym szalałaś i gdy strzelał gola, skakałaś ze szczęścia. Ja siedziałam obok jego syna… To też coś, prawda? – uśmiechnęłam się pod nosem.

  Szłam szkolnym korytarzem, kierując się już do wyjścia, gdy usłyszałam głos mojego nauczyciela rysunku.
   - Leo, poczekaj! Chciałem cię jeszcze złapać, zanim wyjdziesz ze szkoły. – odwróciłam się. – Wysłałem dziś twoje prace. – dodał. Mój trzydziestoletni nauczyciel i za razem wychowawca uparł się, że wyśle moje rysunki na konkurs, dzięki któremu można załapać się do stypendium. Rysuję, bo lubię. Uwielbiam rysować postacie, a raczej karykatury. Nie powiem, że moje rysunki są idealne, ale nauczyciel je wychwala i uparł się, że wyśle niektóre na ten konkurs. Dla świętego spokoju się zgodziłam.
   - I tak nie zajmę żadnego miejsca, a tym bardziej o stypendium mogę pomarzyć. – uśmiechnęłam się lekko.
   - Ty zawsze tak pesymistycznie na wszystko patrzysz? – zaśmiał się. – Ale my w ciebie tu wierzymy. No dobrze, nie zatrzymuję cię.
   - Do widzenia. – odpowiedziałam, on kiwną głową i ruszył do pokoju nauczycielskiego. Wyszłam ze szkoły. Przy murze stał mój młodszy brat. Zawsze gdy kończył wcześniej przychodził i czekał na mnie, by razem wrócić do domu.
   - Cześć. Co ty taki wesoły? – zaśmiałam się, stając obok niego.
   - Cieszę się, bo trener nam dziś powiedział, że na jutrzejszym treningu będziemy mieć kogoś z Esapanyolu. Chodzą po szkołach, klubach i szukają, żeby kogoś z werbować do młodzików. Mam nadzieję, że ojcu znów coś nie odwali i będę mógł pójść na trening. – mówił z błyskiem w oku.
   - To wspaniale! Uwierz, ja się o to postaram, żebyś poszedł. – uśmiechnęłam się i klepnęłam go w ramię. – Chodźmy.

  Pilar, druga żona naszego ojca, jak zwykle była w pracy. A ojciec? Jego też nie było. Zapewne, jak zawsze siedzi gdzieś ze swoimi koleżkami i piją. Chino wyszedł na trening, przed którym strasznie się denerwował. Zostałam sama w mieszkaniu. Usiadłam przy stole w kuchni z gorącą herbatą, szkicownikiem miękkim ołówkiem. Kilka kresek i nie zorientowałam się kiedy na czystej kartce powstał zarys twarzy. Wyraźne rysy. Można rozpoznać kto to. I sama nie wiem dlaczego właśnie narysowałam jego. Wtedy znów przypomniała mi się sytuacja sprzed tygodnia. Później nawet mu nie podziękowałam. I tak go pewnie już nie spotkam, nawet żeby mu powiedzieć dziękuję.
Usłyszałam trzask przekręcającego się zamka w drzwiach. Po chwili w progu kuchni stanął ojciec, trzymając się framugi.
   - Oooo, córeczka! – usłyszałam i od razu przewróciłam oczami. Odłożyłam kubek do zlewu.
   - Nie będę z tobą rozmawiać. Pijany jesteś. – odpowiedziałam i złożyłam swoje rzeczy, gdy ten usiadł na krześle. Wyszłam do korytarza i spakowałam rzeczy do swojej ulubionej torby.
   - Gdzie ty się wybierasz? – zawołał, wstając.
   - Wychodzę.
   - Pytam gdzie!
   - Nie powinno cię to interesować. – burknęłam i wyszłam z mieszkania. Wychodziłam z klatki, kiedy zauważyłam, przetaczając się, wybiegł za mną.
   - Nigdzie nie idziesz! – wyplątał i złapał mnie za ramię.
   - Zostaw mnie! – krzyknęłam.
   - Masz się słuchać ojca! – zawołał. – Zostajesz.
   - Nic nie muszę! – wyrwałam się mu i wpadłam na kogoś, kto stanął za mną.
   - Wszystko w porządku? – zapytał, a ja dalej stałam odwrócona do niego tyłem.
   - Masz wrócić na górę! – zaczął krzyczeć ze swoim pijackim akcentem i znów chwycił mnie za ramię.
   - Niech pan ją zostawi, dobrze? – wtrącił nieznajomy, odciągając mnie lekko od ojca.
   - Co? To twój gach? Puszczasz się? – ryknął i wtedy dostałam od niego w policzek. Nie zdążyłam zareagować kiedy mój obrońca uderzył, ledwo trzymającego się na nogach mojego ojca. Upadł.
   - Prosiłem żeby ją pan zostawił. – powiedział pewnie. Ojciec pozbierał się i coś mamrocząc pod nosem wrócił do budynku. Wtedy chłopak się odwrócił i mogłam zobaczyć jego twarz. Stanęłam jak wmurowana. Znów go widzę. Praktycznie znów zabawił się w mojego wybawcę. – Wszystko w porządku? – zapytał opiekuńczo, patrząc mi w oczy.
   - T…tak. – wydukałam.
   - Możemy porozmawiać? – zapytał od razu, a ja skinęłam głową. Ruszyliśmy przed siebie. Chłopak przystanął przy sportowym samochodzie. – Tak właściwie to mam na imię Thiago. – wyciągnął do mnie swoją dłoń.
   - Leo. – uścisnęłam dłoń, a jego mina mówiła, że się zdziwił. – Leonor. – zaśmiałam się. – Wiem kim jesteś. Wielki Messi Junior, o którym z resztą, ostatnio było dość głośno. – powiedziałam ironicznie.
   - No właśnie, między innymi o tym chciałem porozmawiać…
   - Ale co ja mam z tym wspólnego? – nie rozumiałam.
   - Mam prosto z mostu, czy owinąć w bawełnę? – przymrużył oczy.
   - Poprosiłabym najlepiej jasno, bo na razie się zastanawiam, co ty tu robisz?!
   - To co piszą to poniekąd prawda. – podrapał się po czubku głowy. – Lubię imprezował i się zabawić. Trenerzy mówią, że się przez to opuszczam na treningach, a rodzice siedzą mi na głowie i jęczą, że mam to wszystko zmienić.
   - Może dlatego, że się martwią o ciebie i twoją przyszłość? – zapytałam.
   - Wszyscy mi to mówią, ale… Ojciec odciął mnie od moich kont, zabrał pozostałe samochody i ciągle obserwuje. Razem z przyjaciółmi wpadliśmy na pomysł, żeby podstawić kogoś jako moją dziewczynę, ale nie byle jaką. – tłumaczył.
   - Ok, ale… - zaczęłam, a ten od razu mi przerwał.
   - Nie znam cię, ale nie wyglądasz na pustą dziewczynę, a na normalną i ułożoną.
   - Dzięki! – podniosłam głos i już miałam odchodzić, ale złapał mnie za ramię.
   - Proszę, pomóż mi. – spojrzałam na niego, a ten zrobił minę biednego psiaka. Dlaczego zawsze w takich momentach szkoda mi ludzi?! – Zapłacę ci jak tylko odzyskam swoje pieniądze. – dodał.
   - Nie chcę twoich pieniędzy. – rzuciłam z pogardą. – Nie wszystko da się kupić. – poruszyłam się.
   - Leo, proszę, pomożesz mi? – zapytał ponownie.

  W tym miejscu zawsze czułam się bezpiecznie. Istniały tylko dwa takie miejsca, gdzie mogłam spokojnie pomyśleć i przypomnieć sobie matkę. Jednym był cmentarz, a drugim to, gdzie teraz przebywam. Ławeczka tuż obok Camp Nou i Ciutat Esportiva, ona zawsze przypomina mi o spacerach, na które zawsze mama zabierała mnie i Chino. Zawsze tu przesiadywaliśmy, ja robię to nadal.
  Był już późny wieczór, a jedynym oświetleniem były lampy, stojące wokół. Myślałam przede wszystkim o sytuacji w domu i prośbie młodego piłkarza. Odpowiedziałam mu, że muszę się zastanowić i wtedy mu dam znać. Zostawił swój numer i odjechał.
Gdy wróciłam do mieszkania, ojciec spał, więc miałam trochę spokoju. Chino wrócił z treningu cały w skowronkach. Łowca z Espanyolu zaproponował jemu i jeszcze dwóm chłopakom treningi z klubowymi młodzikami. Musiał mieć tylko podpis ojca na zgodzie.
  Ojciec gdy obudził się wieczorem był na olbrzymim kacu. Chino zaczął z nim rozmawiać o tym wszystkim, ale ten zrobił wielką awanturę o byle co. Zaczął szarpać własnego syna, ale ja stanęłam w jego obronie. Takim oto sposobem mam teraz mocne sińce na nadgarstkach i rozcięty łuk brwiowy. Przez tego człowieka wszyscy cierpimy. Nie raz pobił Pilar, ja też nie raz dostałam, a mój brat nie może spełnić marzeń bez podpisu tego potwora. Pilar nie może tego zrobić, bo nie jest naszym prawnym opiekunem, a ja nie skończyłam jeszcze osiemnastu lat. Jednak już za niedługo znajdę pracę, mieszkanie i zabieram ze sobą Chino. Za równe dwa tygodnie będę już pełnoletnia, więc zabiorę ojcu prawa do Młodego i pożegnamy się z nim już tak raz na zawsze.
Po tej awanturze oboje z Chino wybiegliśmy z domu. Zawsze uciekaliśmy do mojej przyjaciółki Dulce, która za razem była dziewczyną mojego brata. Na początku jakby ukrywali się z tym przede mną, ale sama się domyśliłam. Młody jest od niej o dwa lata młodszy. No i co z tego? Jeżeli się kochają to nie będę im stawać na drodze do szczęścia. Tym razem się rozdzieliliśmy, bo potrzebowałam ciszy, by w spokoju pomyśleć. Ja poszłam w swoją stronę, a Chino w swoją.
  Siedziałam na brązowej, drewnianej ławce, skulona z podciągniętymi kolanami do klatki piersiowej. Opuściłam głowę i gorzko zapłakałam.
   - Co się stało? – usłyszałam. Lekko podniosłam wzrok i zauważyłam, kucającego przede mną tego, który ostatnio ratuje mnie z każdej opresji. Odgarnął włosy opadające na moją lewą stronę twarzy i jakby sam się przestraszył. – Leo, kto ci to zrobił? – zapytał, ale tylko odwróciłam głowę. – Chodź. – wstał i wyciągnął ku mnie swoją dłoń. Spojrzałam na niego niepewnie. – Chcę ci pomóc. – dodał, a ja chwyciłam za jego dłoń, wstałam i poszłam zanim do jego samochodu. – Powinienem cię zawieść na pogotowie, żeby to zobaczyli, a później na policję, by zgłosić pobicie. – mówił podenerwowany.
   - Nie! Ani tu, ani tu! Proszę cię! – zareagowałam od razu.
   - Dlaczego?
   - To nic takiego, naprawdę. – wyszeptałam.
   - To twój ojciec, tak? – wypalił z tym pytaniem, a ja spuściłam wzrok. Od tego momentu zapadła cisza, do czasu gdy Thiago zaparkował samochód pod dużym domem, na obrzeżach miasta, całkiem niedaleko morza. Zaprosił mnie do środka i od razu zaprowadził do kuchni. Posadził na krześle i sięgnął do szafki po apteczkę. Usiadł naprzeciw, wziął gazę nasączoną wodą utlenioną, odgarnął moje włosy i zaczął oczyszczać ranę nad moim okiem. Przy pierwszym kontakcie z gazą, zasyczałam, bo naprawdę mocno zapiekło. – Przepraszam, ale musi troszkę popiec. – wypowiedział, patrząc mi prosto w oczy. – Nie rozumiem jak można tak traktować kobiety, a co dopiero swoją własną córkę. – pokręcił głową.
   - Jestem już do tego przyzwyczajona. – powiedziałam cicho.
   - Jak to przyzwyczajona?!
   - Normalnie. Gdy mama umarła, ojciec uciekł do alkoholu i zaczęło się to wszystko. Siedzieliśmy cicho z bratem, bo nie chcieliśmy trafić do domu dziecka.
   - Nie wrócisz tam. – powiedział pewnie, przyklejając plaster do mojej brwi.
   - Thiago muszę. Po pierwsze, nie mogę zostawić brata, po drugie nie mam gdzie pójść, a po trzecie i najważniejsze, nie mam jeszcze skończonych osiemnastu lat. – westchnęłam.
   - Możesz zostać tu. Twój brat też. – powiedział.
   - Przestań. Poradzę sobie. – odparłam.
   - Chcę tylko pomóc.
   - Ciągle mi pomagasz. Gdyby nie ty, to pewnie już w zeszłym tygodniu bym nie żyła albo leżała w jakimś szpitalu.
   - Może gdzieś tam, dawno, dano mi za zadanie być twoim aniołem stróżem? – puścił do mnie oczko, wywołując lekki uśmiech na mojej twarzy, pierwszy od kilku dobrych godzin.
   - Pomogę ci. – wyszeptałam.
   - Co? – zapytał zdezorientowany.
   - To o co mnie przedtem prosiłeś. Pomogłeś mi, więc ja spróbuję pomóc tobie. Miejmy nadzieję, że uda ci się odzyskać zaufanie ojca i pieniądze.
   - Leo! Jesteś wielka! – przytulił mnie mocno. – Dziękuję. – szepnął.
   - W porządku. Odwiózłbyś mnie?
   - Że teraz? Nie ma mowy. Teraz to już na bank zostajesz u mnie, a jeżeli zobaczę w pobliżu ciebie twojego ojca, to obiecuję, że nie ręczę za siebie.
   - No, ale Thiago…
   - Nie ma żadnego no ale. Dziś zostajesz tu, a jutro możemy pojechać po twoje rzeczy i brata. – uśmiechnął się. – A tak właściwie… Powiedziałaś, że jeszcze nie skończyłaś osiemnastu lat. Wiem, że kobiet o wiek się nie pyta, ale…
   - Siedemnaście, ale za dwa tygodnie mam osiemnaste urodziny. – przerwałam mu, a on skinął głową.
   - Jeszcze raz dziękuję. – dodał. – Chodź, pokażę ci twój pokój.

wtorek, 4 czerwca 2013

1. Kazanie

   To może najpierw pytanie... Co wyście się na tego Alexisa tak uwzięły?!
No dobra, zapraszam na rozdział i do zapoznania się z obsadą :)
Pierwsza notka z perspektywy bohatera! :)
 _________________________________

[Thiago]

  Obudziły mnie naprzemienne, głośne pukanie do drzwi i dzwonienie dzwonka. W głowie szumiało mi niemiłosiernie. Przetarłem oczy i rozejrzałem się dookoła. Musiałem zasnąć wczoraj na kanapie. Kai i Milan również spali na sofie obok, a mój salon przypominał pobojowisko. Znów zrobiliśmy sobie wczoraj imprezę, które są już dla nas częstym, a nawet i codziennym zjawiskiem.
Ten ktoś był bardzo uciążliwy, bo ciągle się dobijał.
  Z wielkim trudem podniosłem się z miejsca i ruszyłem do drzwi. Otworzyłem je i do mojego domu wpadli Valeria, Dorita, Lia i Tomas.
   - Wiedziałam, po prostu wiedziałam! – zawołała Leri.
   - Zbierajcie to wszystko! Na światłach wyminęliśmy twojego ojca! – krzyknęła Lia i ruszyła do salonu, budzić swojego chłopaka i przyjaciela.
   - Co?! – te słowa ożywiły mnie szybciej, niż najmocniejsza kawa.
   - Młody, ogarnij to! – oberwałem w ramię od kuzyna. Zerwałem się i wszyscy zaczęliśmy sprzątać w biegu. Mój ojciec jest uczulony na punkcie naszych imprez, libacji, ale z resztą jakbym był ojcem i widział co robi mój syn, jeżeli byłby mną… Z resztą wczoraj było dość mocno. Kai sprowadził jakieś dziewczyny, ładne, bo ładne, ale na chwilę. Na szczęście nie zostały do rana, bo mielibyśmy teraz jeszcze większy przypał. Mil oczywiście w tym kierunku to świętoszek, tłumaczy się tym, że ma Lię. Jak można mieć jedną dziewczynę?
   - Czy wy nie możecie na chwilę przestać z tymi imprezami? Zawsze musimy was kryć! – mówiła rozzłoszczona Valeria, wynosząc puste butelki po piwie do kosza w kuchni.
   - Dobrze mamusiu, ale teraz liczy się czas! – zawałem, podnosząc z ziemi papierki po chipsach.
   - Nie zdążyliście. – usłyszałem spokojny głos ojca. Wszyscy się odwróciliśmy. Mój starszy stał oparty o framugę, otwartych, frontowych drzwi. – Thiago, musimy porozmawiać. – stwierdził poważnym tonem, od razu kierując się do pomieszczenia, który potoczne nazywa się gabinetem. Przełknąłem ślinę i spojrzałem po wszystkich, a oni utkwili swój wzrok we mnie. Ruszyłem za nim, będąc gotowy na kolejną rozmowę, jeżeli można tak to nazwać, pełną wątów i kazań.
Gdy wszedłem do pomieszczenia, wielka legenda futbolu, siedziała za masywnym, mahoniowym biurkiem, wpatrzony w jego blat, bawiąc się pozłacanym piórem.
   - To ci sprawia przyjemność? – zapytał, ale od razu prychnął śmiechem. – Głupie pytanie. Na pewno i to wielką. Powiedz mi tylko… - zaciął się na chwilę. – Czy tak jak wcześniej, dalej chcesz grać w piłkę? Czy raczej ci się odwidziało? – utkwił swój wzrok we mnie, czekając na odpowiedź.
   - Jasne, że chcę. Gdy byłem mały powiedziałem, że chcę robić to co ty, czyli grać. – odrzekłem, bo tego byłem pewny.
   - Okey, więc jeszcze jedno pytanie… Chcesz zdobyć sławę… Ehh, źle. Już ją masz, przeze mnie. Ale czy chcesz żeby pisali o twoich wpadkach, podbojach kobiet i alkoholowych, czy może o tym co robisz na boisku, jakie nagrody zdobywasz i ile goli strzelasz? – spojrzał na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem, a ja spuściłem głowę. Czyli zaczynamy kolejne kazanie…

  Wyszedłem za nim ze spuszczonym wzrokiem i za razem wściekły. Za dużo tego, ale szanowałem ojca i starałem się nie podnosić na niego głosu. Starałem się… Jak zwykle nie wyszło, ale na końcu przyjąłem do wiadomości to co mi postawił.
Moi goście, gdy tylko usłyszeli otwierające się gabinetowe drzwi, ustawili się w rządku, stawiając pierwszych Kaiego i Milana, ze skruszonymi minami.
   - Wujku, bo… - zaczął niepewnie młody Pique, drapiąc się za uchem.
   - Jeżeli chodzi o naszych rodziców... – Kai chciał dokończyć, ale mój ojciec mu przerwał.
   - Thiago zaraz i tak pewnie wam powie. Miłego dnia wam życzę. – już stał przy frontowych drzwiach. – I posprzątajcie to. – dodał i wyszedł, a oczy wszystkich zebranych skierowały się na mnie. Oparłem się o ścianę i westchnąłem.
   - Zanim zaczniesz, chciałbym coś powiedzieć. Zapewne wujek powiedział ci, że to przesada. – mówił młody Pique. – Ma rację i ja odpadam. – przytulił się do Lei.
   - W końcu! – uśmiechnęła się dziewczyna.
   - Cienias. – prychnął Kai.
   - Teraz że cienias, a przed chwilą stał ze skruszoną miną. – skwitował go mój kuzyn.
   - Przestańcie. Powiedział, że jeżeli którzykolwiek z trenerów zobaczą was na kacu, na którymś z treningów to powiedzą waszym ojcom. – wtrąciłem, siadając na kanapie z naburmuszoną miną.
   - Chwilę tam siedzieliście. Co ci jeszcze mówił? – obok mnie usiadła Valeria i położyła swoją dłoń na moim ramieniu.
   - Mam prośbę. Możecie mnie teraz zostawić samego? – powiedziałem, nie patrząc na żadne z nich.
   - Stało się coś? – zapytała Lia.
   - Możecie? – zapytałam już z naciskiem.
   - No dobra, chodźcie. – usłyszałem głos Kaiego, po czym po woli ruszyli w stronę wyjścia. Wyszli, a ja położyłem się na tej kanapie i nakryłem sobie twarz poduszką. W końcu chwila do pomyślenia. Jednak po króciutkim czasie znów usłyszałem, otwierające się frontowe drzwi. Ktoś wszedł i stanął nade mną. Jednym ruchem ręki strąciłem ozdobną poduszkę z głowy i spojrzałem na tą osobę.
   - Mów, co jest? – zapytał pewnie Tom.
   - Jest do dupy. Chciałem zostać sam. – jęknąłem.
   - Właśnie dlatego, że jest do dupy, zostałem, bo jesteś moim kuzynem. Co powiedział wujek? – usiadłem, a on obok mnie.
   - Tradycyjnie zaczął pytać do czego dążę albo co chcę osiągnąć, a potem prawił kazania. Tym razem postawił warunki. – przejechałem dłonią po swojej twarzy.
   - Warunki? – zainteresował się.
   - Martwią się o mnie z mamą i nie chcą żebym skończył jako nieudacznik. I jeżeli chcę dojść do szczytu w futbolu i zostać w Barcelonie, muszę zmienić swoje postępowanie. Mam dawać z siebie wszystko i co najważniejsze, zaprzestać z alkoholem, imprezami i panienkami.
   - Z tego co wiem, to zawsze ci to mówi… - wtrącił Tomas.
   - No właśnie te warunki Tomi, warunki. Wszystkie moje konta, które posiadam, były zakładane zanim skończyłem osiemnaście lat, więc współwłaścicielem był tato. Gdy uzyskałem pełnoletność, zgodziłem się by nic w bakach nie zmieniano, więc ojciec ma dostęp do kont. Zablokował je wszystkie, zostawił tylko jeden samochód no i dom. On sam będzie płacił za paliwo i wyposażenie mojej lodówki. Zwróci mi wszystko, jeżeli zobaczy, że się staram, kończę z używkami, solidnie trenuję i nie chodzę na kacu. Tylko nie mów na razie nic nikomu, dobra? – zapytałam, spoglądając na niego.
   - Masz moje słowo. – położył dłoń na moim ramieniu. – Twoi rodzice mają stu procentową rację, martwią się o ciebie i nie chcą żebyś się zatracił.
   - Ale jestem już dorosły i mam swoje życie.
   - Zrozumiesz to, gdy sam będziesz miał dzieci. Chodź, posprzątamy to, bo za dwie godziny mam trening.

  Doprowadziliśmy do porządku mój dom, podziękowałem mu i pojechał. Wyszedłem po schodach do swojej sypialni i rzuciłem się na wygodne, duże łózko.
  Od dziecka byłem osobą medialną, pomimo tego, że wszyscy chcieli mnie od tego uchronić, nie dało się. Jestem synem wielkiego Lionela Messiego, najlepszego piłkarza tego świata, aktualnie trenera reprezentacji Argentyny, jednak dalej mieszkającego w swojej jakby drugiej ojczyźnie – Katalonii.
Nigdy nie naciskał na to czy też mam zostać piłkarzem czy mam obrać inny kierunek w swoim życiu. Byłem zafascynowany tym co robi i chciałem również grać w piłkę, być na takim poziomie jak on, a nawet go wyprzedzić. To było marzenie małego Thiago. Dobrze wiedziałem, że ojciec cieszy się z mojego wyboru. Nie okazywał tego, ale każdy to widział. Był dumny.
Wychowywałem się tu, w Barcelonie, w najbogatszej dzielnicy. Później, tak jak to miało być, na co czekałem, ojciec posłał mnie do La Masi. Tam trenowałem ze swoimi dwoma najlepszymi przyjaciółmi Milenem i Kaim, również synami sławnych piłkarzy, obrońcy Gerarda Pique i piosenkarki Isabel Mebarak, znanej pod pseudonimem Shakira oraz bramkarza Victora Valdesa i modelki Yolandy Cardony.
  Dorastaliśmy. Piłka po woli zaczęła schodzić na boczny tor. Coraz częściej spotykaliśmy się na piwie i imprezowaliśmy. Ukrywaliśmy to przed naszymi rodzinami.
  Ja pierwszy skończyłem osiemnaście lat. Ojciec kupił mi dom na obrzeżach miasta, całkiem niedaleko morza. Od razu mi się spodobał. Nie chciałem żadnego innego. Dopiero później z mamą powiedział mi, że to był jego pierwszy dom, w którym przeżył wiele najpiękniejszych chwil w jego życiu. Tu zostałem zmajstrowany, tu wspólnie z rodziną czekali na moje narodziny, a dopiero później przeprowadzili się do ich teraźniejszego domu.
  Gdy poczułem całkowity smak wolności, imprezy, jakieś nieszkodliwe dopalacze i alkohol stały się moją i chłopaków codziennością.
 Cała nasza trójka trafiła do Barcelony B, gramy na starych pozycjach naszych ojców. Trener kilka razy zwracał nam uwagę, na to że przychodzimy na poranne treningi na kacu i że sobie tego nie życzy. Nasza reakcja? Nic sobie z tego nie zrobiliśmy.
Tak od prawie dwóch lat.
 Ostatnio nawet nasza trójka trenuje z pierwszym składem Dumy Katalonii, czyli pod bacznym okiem ojca naszej przyjaciółki Valerii – Andresem Iniestą.
  Który pierwszy zauważył, że coś jest z nami nie tak? Oczywiste, że musiał być to mój ojciec, dopiero później wujek Andres. Z początku ignorowali, ale zaczęło to ich też interesować. Postanowili, że nie będą denerwować wujka Gerarda i Victora, że może się wszyscy opamiętamy.
Niedawno na treningu, gdy strzelaliśmy do bramki młodego Valdesa, a ten za dużo przepuszczał, trener zawołał do niego:
   - To, że widzisz teraz dwie piłki, wcale nie jest dla ciebie usprawiedliwieniem.
Każdy wiedział o co chodzi, o nasze wcześniejsze imprezy, z których Kai nie doszedł jeszcze całkowicie do siebie.
  Co jeszcze o mnie? Tak jak ojciec gram w Barcelonie, a także w reprezentacji Argentyny. Podobno gdy się urodziłem, pytano go, że jeżeli będę grał, to w jakiej reprezentacji, Hiszpania czy Argentyna? Zdecydowałem, że będę reprezentował biało-niebieskie koszulki. Gram w młodszej drużynie, ale przy ostatnich dwóch meczach, dostałem szansę od ojca. Powołał mnie. Byłem jednym z najmłodszych zawodników, siedzących na ławce. Wpuścił mnie na ostatnie dziesięć minut z Brazylią i na piętnaście z Wybrzeżem Kości Słoniowej.
  W dzieciństwie powtarzał mi, że jestem niski i szybki i to jest moja mocna strona, tak samo jak jego. Mam identyczną sylwetkę jak on, będąc w moim wieku. Mówią, że mamy podobny styl gry. On się z tym zgadza, ale nieoficjalnie dodaje, że byłoby lepiej gdybym więcej trenował, przykładał się do tego, więcej odpoczywał, zamiast pić.
  Mam tu swoją paczkę od dziecka. Prócz Valerii, Kaiego i Milana, należą do niej Lia, córka Cesca Fabregasa, Dorita, pociecha Pedro Rodrigueza oraz Tomas, mój kuzyn, syn wujka Matiasa, jest w niej jeszcze Nathan, syn przyjaciela mojego ojca, ale on od dwóch lat gra w Brazylii, tamtejszy klub go wykupił, nasz kontakt się ukrócił. Mamy tu parę, Lia i Mil. Mówią, że się kochają. Ja tego nie rozumiem. Nie rozumiem miłości do kobiety. Moje relacje z płcią przeciwną to zazwyczaj taniec lub szybki numerek z jakąś lalą, spotkaną na imprezie. To wszystko.
  Co teraz? Mam się od tego wszystkiego odciąć? Od tak, za sprawą magicznej różdżki, zmienić swoje życie o 180 stopni? Przecież tak się nie da. Mój ojciec wierzy w cuda, które się nie zdarzają.

Przez cały dzień nie wychodziłem z domu. Albo oglądałem telewizję, albo drzemałem. Wieczorem wpadł Tomas z Valerią.
   - Zbieraj się. Idziemy wszyscy do klubu ma drinka. – zawołał chłopak, a ja spojrzałem na niego pytająco. Oczywiście, napiłbym się, ale chcę odzyskać swoje pieniądze i samochody! – Co się tak patrzysz jakbyś zobaczył UFO? Powiedziałem drinka, a nie drinki. Z resztą wujek Leo zezwolił mi cię zabrać pod warunkiem, że będziemy waszą trójkę pilnować. – dokończył szybko.

  Siedzieliśmy w klubie, w vipowskim narożniku. Przy większości nas stały drinki. Jak to zarządził najstarszy, można by rzec, że nas opiekun Tomas – jeden drink na głowę!
  Jedno mnie zastanawiało. Czyżby Mil całkiem ogarnął? On zamówił sok, co ucieszyło Lię. Od dawna chciała mu wbić do głowy, że to co robimy we trójkę to nic dobrego. Ale kiedy to było nasze życie. Tym żyliśmy. Tego potrzebowaliśmy. Co zrobił Milan, że tak nagle odmówił takiego stylu?
  Ja od porannej rozmowy z ojcem chodziłem naburmuszony, a na dodatek wcześniej jeszcze skacowany. Nic mi nie pasowało. Jednak musiałem być posłuszny jak baranek, bym mógł odzyskać to co zabezpieczyli rodzice. Ciekawe tylko jak długo wytrzymam.
  Najmniej przejął się tym wszystkim Kai. To typ człowieka, który totalnie wszystko zlewa. Nie boi się niczego. Ale obstawiam, że jeżeli coś nawyrabia, to wtedy będzie żałował.
   - Thiago, twój ojciec chce żebyś zmienił swoje postępowanie, styl i tak dalej, prawda? – zaczął Tomas, a ja skinąłem głową. – Jeżeli będziesz miał dziewczynę, to może oni inaczej na to spojrzą. Zobaczą, że się chcesz ustatkować.
   - Ja i dziewczyna? Chyba sobie kpisz. – zaśmiałem się.
   - Faktycznie, powinieneś się zakochać. To zmienia ludzi. – uśmiechnęła się Lia i wtuliła w Milana.
   - Nie wierzę w tą całą miłość.
   - To wynajmij jakąś laskę, niech zagra twoją dziewczynę, pouśmiecha się do Lionela i Antonelli, oni oddadzą ci kasę, zapłacisz jej. No i twoje dawne życie powraca. – wtrącił Kai z uśmieszkiem. – Ej, jakby co, to mnie z wami nie było. Wróciłem wcześniej. Muszę się napić. – Valdes wstał i ruszył w kierunku baru.
   - Wiedziałem, że z nim będzie najgorzej. – pokręcił głową Milan.

  Obudził mnie alarm, ustawiony na godzinę szóstą rano. To było coś nowego. Co takiego? Pobudka bez bólu głowy, szumu i kaca. Bez problemu wstałem i udałem się do łazienki pod prysznic. Rozebrałem się i wszedłem do kabiny. W głowie pozostała mi tylko jedna rzecz z wczorajszego wieczoru. Co jeżeli faktycznie pokażę rodzicom, że mam jakąś stałą dziewczynę, to odzyskam ich zaufanie? Dla niej byłby to tylko czysty zarobek.
  Pół godziny później byłem już na Camp Nou, gdzie znów miałem trenować z pierwszym składem. W szatni, prócz innych zawodników był już Milan. Przywitałem się z nim.
Jedyną osobą, która się spóźniła był Kai. Wyglądał jak upiór. Ja też tak wcześniej wyglądałem? Wujek Andres na jego widok tylko pokręcił głową.
Dziś całkiem inaczej mi się ćwiczyło.
Dobra, wiem! Dlatego, że nie byłem skacowany.

  Po treningu spotkałem się z Tomim i Kaim, Mil umówił się z Lią. Może zrobił to dla niej, może martwił się o to, że przez ciągłe imprezy i stan nietrzeźwości może ją stracić? Powiedziałem im, że postanawiam wynająć jakąś laskę do grania mojej dziewczyny. Nie mogła to być byle jaka dziewczyna. Musiała się spodobać przede wszystkim mamie. To będzie trudne. Ale czego się nie robi dla odzyskania swoich dóbr?
Wszyscy znamy mnóstwo dziewczyn, ale czy znajdzie się odpowiednia?
   - Zróbmy tak. Musimy ustalić jaki typ dziewczyny dla Thiago by się spodobał ciotce. – zaczął Tomas.
   - Wygląd zewnętrzny, prosz… - rzekł Kai i obaj spojrzeli na mnie.
   - Obstawiam, że to jest jej obojętne. Chociaż tapeciary jej nie przyprowadzę. – odpowiedziałem.
   - Czyli ma być naturalna. – Kai zanotował na białej kartce.
   - Czyli już nie szukamy wśród twoich znajomych. – dogryzł mu mój kuzyn.
   - Zabawne, wiesz. – wykrzywił się młody bramkarz.
   - Nie może być pyskata, arogancka, może oczywiście lubić zabawę, ale ma być odpowiedzialna i ułożona, żeby sprawiała wrażenie, że cię pilnuje. – wymieniał Vallejos.
   - Według ciebie Tom, to ideał? Takiej nie znajdzie.
   - Kai, jeżeli już się wypowiadasz to rób to sensem. – rzucił dwudziestopięciolatek.
   - Możecie się nie kłócić? – wtrąciłem.
   - Okey, w takim razie spadam. Umówiłem się z taką jedną, zapytam, może ma jakąś fajną koleżankę dla Thiago. – zaśmiał się i wyszedł z mieszkania Tomasa.
   - Ej, a może ta dziewczyna… Mówiłeś, że była ładna. – powiedział chłopak, a ja się zdziwiłem. O jakiej dziewczynie mówił?
   - Że kto?!
   - No ta, o której mi mówiłeś. Ta z parku, którą odwoziłeś w zeszłym tygodniu.
Przypomniał mi o tym. Wracałem wtedy z meczu Barcelony, w którym zagrałem prawie całą pierwszą połowę. Oczywiście wygraliśmy. Nagle przed maskę wyskoczyła mi jakaś drobna szatynka. Wkurzyłem się, bo gdyby nie mój szybki refleks, potrącił bym ją. Okazało się, że przed kimś uciekała. Odwiozłem ją pod jej blok.
I faktycznie, tak jak mówi Tomas, podobała mi się.

Obserwatorzy

Layout by Blacky